Recenzja tomiku „Wolność chmur / Debesų laisvė” na portalu Sławka Orwata „Muzyczna podróż”

Arkadiusz Frania, świetny poeta i doktor filologii polskiej sam o sobie mówi, że jest duszkologiem, czyli specjalistą od mojej poezji. 🙂 Ostatnio zrecenzował mój polsko litewski wybór wierszy „Wolność chmur / Debesų laisvė”. Recenzja uzupełniona piosenkami z moim tekstem ukazała się na blogu „Muzyczna podróż” redagowanym przez Sławka Orwata. Dziękuję, Arku, Sławku, Piotrze Spottku. 🙂

http://slawek-orwat.blogspot.com/2019/08/arkadiusz-frania-wszystko-obrocio-sie-w.html

NOWY TOM WIERSZY ARKADIUSZA FRANI

Od mojego kolegi z Częstochowy otrzymałam właśnie nowy tom wierszy. Wydany przez „Nowy Świat”. Wierszy z głębi i z mroku. Oto jeden z nich:

x  x  x

a przecież przed snem

trzeba jeszcze

umyć zęby

sprawdzić czy wyłączony czajnik

 

nastawiony budzik na szóstą piętnaście

 

a przecież przed snem

trzeba jeszcze

rozważyć jedną myśl z gatunku ostatecznych

czy warto się budzić

 

 

 

RECENZJA TOMIKU P.T. „NIEOPISANIE”

Arkadiusz Frania

Z dolin zielonych. O poezji Marii Duszki

W 2001 r. nakładem łódzkiego wydawnictwa „Biblioteka” ukazała się książka poetycka Marii Duszki pt. „Nieopisanie”, stanowiąca – jak konstatowała autorka w liście do piszącego te słowa – „wybór z lat 1978-2001”. Dla bibliograficznej ścisłości przypomnijmy, iż wcześniej ta sieradzka poetka opublikowała trzy tomy wierszy: Poezję przypadków (Sieradz 1990), Zupełnie szczęśliwą marionetkę (Sieradz 1994) i Może się przyśnisz (Kraków 1999).
Prezentowaną pozycję, mieszczącą się w kategorii Selected Poems, można zatem potraktować jako podsumowanie bez mała ćwierćwiecza pracy twórczej, zbiór, zamykający pewien etap działalności artystycznej M. Duszki. Analiza 49 pomieszczonych w tomie tekstów pozwala na sformułowanie kilku syntetycznych uwag.
Na wstępie proponuję jednak przyjrzeć się wierszom o charakterze autotematycznym. Przynoszą bowiem definicje poezji, kierunkujące lekturę całości.
Autorka rozumie poezję jako swoisty obraz, odzwierciedlenie, świadectwo przyrody, stąd pojawienie się wątku ekologicznego. Wprost z filozofii franciszkańskiej wysnuty jest utwór *** (jeszcze warto pisać wiersze), stanowiący swoistą „pochwałę stworzenia”.
Czynnik sprawczy swojej poezji autorka upatruje w Bogu, samą siebie zaś traktuje jako bezwolne narzędzie, choć w tym samym tekście pojawia się koncepcja autoterapeutyczna, według której pisanie wierszy jest jedyną możliwością ukojenia wewnętrznego bólu egzystencjalnego, pozbycia się dolegliwości, którą można nazwać „wewnętrznym uwieraniem wiersza” ( *** (wygrywasz na mnie)).
Bycie poetą to nie tylko powołanie, ale również zobowiązanie – „urodziłeś się poeto / aby widzieć i mówić prawdę” (s. 50). To także stan zawieszenia między tym, co na zewnątrz (świat realny, „krążąca w otchłani / planeta”, ziemia), a czynem twórczym, symbolizowanym przez kartkę papieru (s. 42). Poezja jest skazaną na niepowodzenie próbą odnalezienia w pamięci portretu ukochanego: „piszę już tylko po to / aby wywołać twój obraz / w pamięci” (s. 24).
Ta wstępna, konstatacja pozwala wyodrębnić jednak główne motywy poezji M. Duszki: miłość (kochanek) – świat (opozycja: przyroda – miasto) – Bóg (modlitwa).
Poezja miłosna sieradzkiej autorki jest na wskroś antyfeministyczna, pozbawiona „zadziorów seksualnych”. Bohaterka tych erotyków to kobieta, której świadomość i istnienie określa mężczyzna. Miłość wypełnia niemal całą wewnętrzną egzystencję podmiotu lirycznego, więc rozstanie z ukochanym staje się męką, bólem, przyczyną niekończących się trosk, bezsenności: „tęsknota za tobą jest / nie gojącą się raną” (s. 30).
Za manifestację kobiety zależnej od mężczyzny, nie odbierającej świata wprost, lecz przez medium męskie, kobiety rezygnującej z własnego widzenia świata, a zdefiniowanej nieco przewrotnie jako „zupełnie szczęśliwa marionetka”, należy uznać wiersz *** (rzeźbisz mnie): „rzeźbisz mnie / spojrzeniem / słowem / dotykiem ręki // śmieję się gdy się uśmiechasz / i płaczę gdy odchodzisz” (s. 27).
Bohaterce do szczęścia wystarczy poczucie obecności partnera (s. 25): „nie ma nic lepszego / niż twoje ramiona” (s. 19), a potrzeba czułości, męskiego dotyku jest tak wielka, iż podmiot liryczny wyznaje: „czasem zazdroszczę / psu / którego głaszczesz” (s. 40).
Próby porzucenia kochanka, wyzwolenia się z jego więzów, znaczone niszczeniem zewnętrznych form kontaktu z nim (spotkania, telefony, drobiazgi – prezenty), nie przynosi ukojenia, gdyż paradoksalnie – „to miasto jest / coraz bardziej pełne ciebie” (s. 29).
Pierwszy pocałunek to nie milknące „jądro jasności”, wciąż obecne, tkwiące jak cudna zadra, miłosna skaza w umyśle kobiety, mimo iż „mijają lata / domy / mężczyźni / mojego życia” (s. 32). W innym wierszu poetka konstatuje: „pierwsza miłość / jak błyskawica / ukazuje otwarte niebo // potem długo / ciemność” (s. 14).
Czułość damsko-męska rozgrywa się również w świecie rzeczy, ubrań. Tę „tekstylną miłość”, w której nie dopatrywałbym się przykładu jej fetyszyzacji, opisuje wiersz, który ze względu na poetycką urodę przytoczę w całości: „powiesiłam w mojej szafie / twoją marynarkę // wszystkie moje ubrania / chcą być blisko niej” (s. 48).
Świat ludzki natomiast w wierszach autorki stoi na kruchych podstawach, jest pełen niepewności, znaków zapytania: „wciąż nic nie wiemy // jesteśmy jak stojące / na progu dzieci” (s. 55), a „w tym mieszkaniu / na ósmym piętrze / […] podłoga / nie daje oparcia stopom” (s. 34). Przeznaczeniem człowieka staje się oczekiwanie (symbolika okna), poddawanie się działaniu przestrzeni i czasu. Pełen goryczy jest także żart poetycki – oskarżenie „mądrego astronoma” – Kopernika, który, ujawniając, iż ziemia jest „obracającą się / w otchłani nieba / kulą”, zachwiał pewne zasady życia, fundamenty światopoglądowe ludzi (s. 35).
Świat obojętnieje wobec człowieka, człowiek – wobec siebie. Pesymistyczny jest stan kondycji ludzkiej, następuje podważenie wartości humanistycznych: „tak mi do was daleko / moi bliscy” (s. 51), „daleko […] do […] ludzi” (s. 16). Homo sapiens przybiera nową formę – homo mendax (człowiek kłamca), którego nawet milczenie staje się kłamstwem, dlatego twarz idioty wydaje się najwierniejszym odbiciem świata (s. 43).
Wiersz *** (piszę do was) przynosi obraz miasta, w którym „już nie ma życia” (s. 10), a ludzie zamieniają się w żywe trupy poruszane wiatrem. Utwór koresponduje dość wyraźnie z obrazem Edvarda Muncha Ulica Karla Johana wieczorem.
W liryce M. Duszki w konsekwencji pojawia się wątek antymiejski, antyurbanistyczny, antycywilizacyjny, zgodny z założeniami filozofii Jeana Jacquesa Rousseau. Poetka przewiduje, iż„człowiek z dolin zielonych”, którego los rzucił do mieszkania w bloku, w tęsknocie za utraconym zielonym rajem – zapragnie „uciec do ziemi / nagłym lotem / w dół” (s. 34). Tym bardziej że – jak wyznaje autorka w innym utworze – „coraz bardziej mnie zasypuje / to miasto / równa mnie z sobą // równa mnie z ziemią” (s. 22). Miasto jest więc obce, zimne, przeciwne człowiekowi, skoro przyniesie śmierć przybyszowi.
Jedynie przyroda – prawdziwe dzieło Boga – jest bliska, przyjazna. Autorka pisze wprost, że „drzewa / – to co pozostało nam / z raju” (s. 13), a „brzozy błogosławią mnie / gałęziami” (s. 12). Piękne są nawet „drzewa chore na utratę zieleni” (s. 13). Ich wartość poetka chwali w sposób bezpośredni: „jak pełne prawdy są / nagie drzewa” (s. 13). W słowach tych pobrzmiewa fraza rozpoczynająca i kończąca wiersz Leopolda Staffa Wysokie drzewa: „O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa”. Podmiot liryczny wyraża swoją tożsamość z przyrodą, dlatego najpiękniejszy wydaje się jej „szept / opadłych liści / i nagich drzew” (s. 39).
Proweniencję przyrodniczą posiadają fragmenty, określające stany psychiczne bohaterki: „jestem jak liść / ledwie trzymający się gałęzi / huragan pcha mnie w twoją stronę” (s. 29). Przeżyciom podmiotu lirycznego towarzyszy pejzaż: „w starym parku / listopadowy deszcz / pieści nagie gałęzie drzew” (s. 30).
Warto zwrócić uwagę na wątek religijny w poezji M. Duszki, prezentującej koncepcję dobrego Boga chrześcijan, o pewnych jednak rysach starotestamentowych. Pan ratuje, „posyła” po człowieka znajdującego się na dnie, ale także doświadcza go bólem. Między człowiekiem a Bogiem znajduje się nieodzowny element – modlitwa, której istotą jest „odpychanie ciemności” (s. 53), a więc nadzieja.
Przedstawione glosy o poezji M. Duszki nie roszczą sobie pretensji do stania się uwagami ostatecznymi, są raczej spisanymi na gorąco wrażeniami z lektury wierszy.
Godna podkreślenia jest zwięzłość, asceza omawianych wierszy, niejednokrotnie przybierających formę pełnych poetyckiego wdzięku miniatur, czy haiku. Poezja sieradzkiej autorki – co chwalebne szczególnie w przypadku podjęcia tematu miłosnego – brzmi niebanalnie. Tom „Nieopisanie” cechuje zatem dający się łatwo uchwycić własny oryginalny styl dojrzałego kobiecego pisania.

Pierwodruk recenzji: „Tygiel Kultury” 2002, nr 4-6

RECENZJA ANTOLOGII KL „ANIMA” P.T. „ŻYCIE MI SIĘ ZDAJE”

Arkadiusz Frania

DUSZA I DUSZKA

Poezja jest panią czarowną i podstępną jak skorpion; uwodzi, ale potrafi zdradzić bez skrupułów. Jej iluzyjnemu urokowi ulegają szczególnie ludzie młodzi, nie podejrzewając, że ponętna białogłowa może przeistoczyć się w ciągu jednej nocy w szkielet odrażający. Pozorne piękno i dobro poezji jeszcze długo pozostanie źródłem rozczarowań i frustracji. Niech ta przygrywka będzie odczytana nie jako ostrzeżenie achtung, ale bałamutny i przewrotny wstęp o sile życia literackiego w Polsce, którego widomym znakiem jest recenzowana przeze mnie antologia wierszy Koła Literackiego „Anima” w Sieradzu pod agnostycznym tytułem „Życie się zdaje”. Książka zrodziła się jako lokalna inicjatywa kulturalna, rozwijająca się od 2002 r. w salach Młodzieżowego Domu Kultury pod patronatem znanej poetki Marii Duszki – jedynego bodaj autentycznego przedstawiciela współczesnego sieradzkiego środowiska literackiego, obecnego wyraźnie na forum ogólnopolskim kolejnymi książkami i laurami w konkursach literackich. Autorka dzięki nieustającemu zaangażowaniu i pasji pracy organicznej potrafiła zgromadzić wokół siebie zdolną poetycką młódź, zaszczepiając jej podczas spotkań warsztatowych przede wszystkim pokorę wobec literatury i szacunek dla cudzego słowa.
Prezentowany zbiorek należy potraktować nie tylko jako sygnał solidarnej (chyba jeszcze nie grupowej) aktywności artystycznej poetów, ale także nieśmiałe, choć odczuwalne, tupnięcie nogą i szept: „zobaczcie, tutaj jesteśmy, mamy jednak coś do powiedzenia”. Autorzy bowiem posiadają już na koncie pojedyncze sukcesy i publikacje w lokalnej oraz ogólnopolskiej prasie, a dwoje nawet samodzielne tomy.
Statystyka przynosi wniosek o babizacji literatury, gdyż wśród 20 autorów znajduje się zaledwie 4 panów. W bilansach pomijam umieszczoną w alfabetycznym ciągu poetów protektorkę i fundatorkę Koła – M. Duszkę i jej 7 tłustych (czytaj: najlepszych) tekstów, mimo iż 6 z nich zostało utrzymanych w konwencji haiku.
Lektura publikacji wskazuje, iż autorzy są niezwykle urzeczeni słowem poetyckim, stąd też bierze się ta zachłanność w operowaniu nim, dekalogowa wręcz wiara w moc sprawczą, kreację własnych światów. Jednak w rękach niewprawnego artysty wyrazy znaczą tylko tyle, ile litery, a myśl zostaje wyprzedzona przez zapis graficzny na kartce papieru, dlatego nie wszystko ma dostateczny szlif i równo przycięte krawędzie. Autorzy zaczynają zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw tworzenia, skoro Karina Forjasz pisze: „wiersze / są / tylko echem // pustym odbiciem / duszy / spadającej / na dno” (s. 17), a Katarzyna Jeznach dodaje: „Bo poezja to jedno wielkie – / Tak właśnie – / Słowne nieporozumienie” (s. 24).
We Wstępie M. Duszka – zapewne nieświadomie – określiła charakter książki: „«Piękne słowo jest rzadsze niźli szmaragd» powiedział jeden ze starożytnych egipskich mędrców. Mam nadzieję, że każdy czytelnik tego zbioru wierszy znajdzie w nim wiele pięknych, mądrych słów” (s. 5). Interpretowałbym antologię właśnie jako zbiór „pięknych, mądrych słów”, pojedynczych fraz: porównań, metafor, epitetów, jaśniejących poza kontekstem wiersza. Mały wykaz takich lirycznych zwrotów i zawrotów podał w posłowiu Tadeusz Zawadowski.
Autorzy kierują kamerę liryczną przede wszystkim na siebie i najbliższe otoczenie, toteż nie dziwią egzystencjalne spowiedzi dzieciąt nowego milenium, którzy, przeżywając samotność i rozterki, rozglądają się za sensem ludzkiej codzienności pokolorowanej kredką gray. Skarżą się na świat, nieprzysiadalność i dyskomfort życia, jak choćby Bartłomiej Antosik w buntowniczym tekście á la Bursa z nadzieją w tle: „są chwile / kiedy ziemia to tylko / betonowa kulka gdzieniegdzie zielenią / posypana // są chwile / kiedy powietrze / to tylko miejsce na smród // i tak chcę byś urodziła mi dziecko” (s. 8). Jakub Ludziejewski lansuje nawet fatamorganiczny obraz bytu: „zdaje mi się / że widzę / różne rzeczy // […] // życie mi się zdaje” (s. 36).
Przeważają jednak opisy relacji między kobietą i mężczyzną wraz z całą płochliwą siatką odczuć, wrażeń i stanów, takich jak: oddalenie, tęsknota, nadzieja, oczekiwanie, zazdrość, pustka, ciepło, noce (koniecznie nieprzespane), wspomnienia, głód miłości oraz zachłanność. Fotografie oblubieńców i oblubienic zostały wykonane w niezwykle barwnym atelier ekologicznym, tj. z wykorzystaniem nieco naiwnego słownictwa ogrodniczego. Dla przykładu zacytujmy wiersz Łukasza Balcerzaka: „każdy gest / stokrotka leśna // każde spojrzenie / tulipan jaśniejszy od słońca // każdy uśmiech / jaśmin pachnący // każde słowo / róża” (s. 10). Dodatkowo poetom zdarzają się jeszcze „pajęczyny czasu” i tym podobne młodopolskie kompleksy, które przechodzi się jak ospę i odrę.
Także eros nie ominął liryków sieradzkich twórców. Łagodny i delikatny wydźwięk rendez-vous nie oznacza jednak fałszywej pruderii w dziedzinie loving, choć istotnie przeważają wzruszenia i wypieki na twarzy, czyli intelektualna poetyka z cenzurą, której na pewno nie można odmówić szczerości.
Na baczniejszą uwagę zasługuje wątek dermatologiczny rozpisany na symfonie rąk, palców, ramion, dotyków, muśnięć, przytuleń, drżeń. Anna Banaś ciekawie zdefiniowała uczuciową nostalgię organizmu: „Tęsknota / to znaczy chodzić po ścianach / Całkiem możliwe to / wręcz konieczne / gdy dłonie lepkie oczekiwaniem / szukają chłodu / garną się / przywierają” (s. 13). W utworach Agnieszki Gliszczyńskiej znajdziemy fragmenty: „schowaj mnie w swych ramionach / chroń przed uczuciem / które z martwych powstało” (s. 21), „szukam dłoni / które nauczą mnie milczenia” (s. 22). Motyw skóry wykorzystuje też Anna Sobczak: „w dotyku zaklęta ja / między opuszkami moich palców / a twoją skórą / skupiłam się cała” (s. 50). Nie wiem, czy można już mówić o „szkole poetyckiej Marii Duszki”, ale do wielu przywołanych tu „cielesnych tekstów” przenika aura liryki mistrzyni i Pani od Poezji, tym bardziej iż nazwa Koła „anima” w języku łacińskim oznacza „duszę”, a „dusza” i „Duszka” zawierają ten sam rdzeń językoznawczy i symboliczny.
Poziom literacki materiału jest zróżnicowany; obok wierszy z błyskiem, zapowiadających rozwój talentów i niejakich samorodków, pojawiają się utwory słabsze; obok zgrabnych realizacji opracowywanego tematu – raczej projekcje lub same dobre chęci. Głównym problemem stało się – co oczywiste u mleczaków – poszukiwanie stylu, który nie rodzi się na kamieniu, lecz w mozole twórczym. Pamiętajmy też, iż arcydzieła powstają przed samą śmiercią człowieka bądź świata, gdyż niepokój jest głównym motorem ewolucji wszelkiej literatury. Nie chcę zniechęcać młodszych kolegów po piórze, ale nikt nie zaręczy, iż ten trud zakończy się spodziewanym sukcesem; nieraz szczere ambicje artystyczne mogą zostać niespełnione, lecz nie ustawajcie w drodze na szczyt Kalliope czy – żeby przywołać tytuł komentarza T. Zawadowskiego – „na sieradzkich poetyckich ścieżkach”.

„Życie mi się zdaje”. Antologia wierszy Koła Literackiego „Anima”, pod redakcją Marii Duszki, Towarzystwo Przyjaciół Sieradza, Sieradz 2005, ss. 64.

Pierwodruk recenzji: „Akant” 2005, nr 12