ANEGDOTY
ANEGDOTY, FRASZKI, LIMERYKI, AFORYZMY, FRAGMENTY ROZMÓW…
Dedykuję tym, którym się wydaje, że jestem smutną poetką.
*
Kupiłam w sklepie kawałek sernika, rzekomo z brzoskwiniami.
Zjedliśmy już prawie całe ciasto i nie zauważyłam w nim żadnego owocu. Pytam mojego kolegę, czy spotkał brzoskwinię w tym serniku.
A on:
– Okruszek. Pani cukiernik wypadł z buzi. Wypluła go, bo był stary.
*
Piotr mówi, że otrzymuje na facebooku zaproszenia do grona znajomych nawet od Japończyków. I dodaje: Ale ich nie przyjmuję. O czym ja bym z nimi rysował?! Nie mam takiej klawiatury.
*
Mój kolega o mojej rodzinie:
Najpierw byłaś ty, a potem brat, brat, brat, brat, brat.
*
Młoda mama idzie chodnikiem z (może) czteroletnią córką. Jest ubrana w szorty. Dziewczynka przytula się do jej nogi. Mama pyta:
– Co ty robisz?
– Chciałam cię pocałować. Z miłości!
*
Pytam mojego brata, czy przypiął rower do stojaka przed instytucją, w której mieliśmy sprawę do załatwienia.
Odpowiada: „Nie. Zostawiłem go pod bożą opieką.”
*
Sławek rano na wsi stoi w drzwiach i referuje mi:
„Radny jechał. Żonę wiózł w tym kojcu dla świń. Dziecko na traktorze… Widocznie nie mógł inaczej.”
*
Sławek u jego kuzynów na wsi – po obejściu domostwa, którym się miał przez kilka dni opiekować:
„Kota posadzili na grzędzie. Jedzenie postawili mu na parapecie.”
*
Mój kolega jest świadomie bezdzietny. Powiedział mi kiedyś: „Po co dzieci? Przecież jest wystarczająco dużo ludzi na świecie.”
*
Pod biblioteką, w której kiedyś pracowałam, zbierali się okoliczni menele. Siedzieli pod oknem i gaworzyli, a ja, chcąc nie chcąc, słuchałam. Jeden z nich opowiadał kiedyś, że jest związany z kobietą, ale ona mu się nie podoba bo: „Paskudno jest. Wąsy mo. Po czterdziestce jej urosły.”
*
Pewien ksiądz o maminsynkach: „Po co tacy mężczyźni w ogóle zawracają głowę kobietom?! Przecież to jest tak silny związek z matką, że tego się żadną siekierą nie rozrąbie…”
*
Kiedyś 80-letnia pani wypożyczała u mnie w bibliotece książki. Powiedziała, że chce tylko takie pogodne, które się dobrze kończą. „Mądrzejsza i tak już nie będę” – podsumowała.
*
Moja znajoma musiała się kiedyś zaopiekować kilkuletnim siostrzeńcem. Ten zażyczył sobie, aby przed snem zaśpiewała mu piosenkę o descenie. Długo zachodziła w głowę, o jaką piosenkę chodzi. W końcu poprosiła go, aby jej zaśpiewał początek. Chłopiec zaczął: „Desce niespokojne…”
*
Siedzę sobie z moją koleżanką, niemiecką poetką w kawiarni w Iwoniczu Zdroju. Przy sąsiednim stoliku kilku panów rozmawia o wielożeństwie. Jeden z nich stwierdza:
„No, mieć siedem żon – ok. Ale miej teraz siedem teściowych!”
*
Andrzej opowiedział mi, że wczoraj popatrzył na siebie w lustrze i zemdliło go. I cały dzień nie mógł nic jeść. Ale najgorsze było dla niego to, że musiał wylać do zlewu piwo, które otworzył zanim spojrzał w lustro.
*
Mój kolega do mnie: Potrafisz czasem zadać serię bolesnych pytań.
WSPOMNIENIE ZE SZCZAWNICY
W sanatoryjnej kawiarni koleżanka do kolegi:
„Weźmiemy jedno piwo na pół. Bo nie chcę, żebyś mnie uwiódł.”
*
Mój znajomy poeta poszedł kiedyś wieczorem do sklepu. Zabrał przy okazji na spacer swojego psa typu york. Przywiązał przed wejściem do sklepu. Następnego dnia rano zaczął najpierw szukać w domu smyczy. Nigdzie jej nie było. Zaczął szukać psa. Też nie było. Odtworzył sobie poprzedni wieczór, wrócił do sklepu. Okazało się, że pieskiem zaopiekowało się już jakieś małżeństwo z 7-letnią córką. Uczciwi ludzie podali jednak ekspedientce numer telefonu. I kiedy mój kolega się zgłosił, oddali mu pieska. Dziewczynka była niepocieszona. Rodzice musieli obiecać, że kupią jej yorka.
*
Siedziałam sobie kiedyś na dworcu Łódź Kaliska i czekałam na pociąg.
Nagle podchodzi do mnie rozdygotany osobnik i pyta:
– Która godzina?
– Jedenasta – odpowiadam
– Ale jedenasta w dzień czy w nocy? – próbuje ustalić.
Wskazuję na przezroczysty dach i mówię:
– Widzi pan, że słońce świeci, więc raczej w dzień.
Popatrzył do góry i, chyba nadal pełen wątpliwości, oddalił się chwiejnym krokiem.
*
W dniu referendum na temat przystąpienia Polski do Unii, spotkałam na ulicy kolegę, który bardzo się martwił, że na razie wszystko wskazuje na to, że jednak zostaniemy do tej Unii przyjęci. Ja pocieszałam go: Nie martw się. My, Polacy jesteśmy zdolni. Rozwaliliśmy komunizm, rozwalimy kapitalizm, rozwalimy Unię Europejską…
*
Na Ciechanowskiej Jesieni Poezji poznałam Kazimierza Brakonieckiego. Gdy powiedziałam mu, że założyłam i prowadzę koło literackie, stwierdził:
– O, do tego to trzeba mieć dobre serce i mocne nerwy.
POLSKI PARNAS 2007 ALBO WIELKI CZŁOWIEK BEZ LODÓWKI
Zepsuła mi się lodówka. Szłam z pracy i myślałam o tym, że nie mam za co
kupić nowej. Spotkałam znajomą, która powiedziała mi, że córka jej koleżanki
przygotowuje prezentację maturalną na mój temat pod hasłem „Wielcy ludzie
naszej małej ojczyzny”.
Wracałam do domu przytłoczona myślą, że nie mam za co kupić nowej lodówki.
*
Rozmowa z moim kolegą:
– Swój zespół założyłem, jak miałem 12 lat.
– Jak długo działał?
– Wcale nie powstał.
*
T. o sanatorium:
Byłem tam. Widziałem to wszystko. Nie brałem w tym udziału.
*
Poeta Marek Czuku powiedział mi kiedyś przez telefon:
Politycy do nas mówią, i mówią , i mówią – jakby mieli nam coś istotnego do powiedzenia. A przecież, jeśli ktoś ma światu coś do powiedzenia, to właśnie my, poeci.
*
Mój znajomy do mnie:
Pani ma w sobie taki spokój… Pozorny, ale spokój.
*
Byłam kiedyś z moim kolegą na imprezie u znajomych. Pani domu była bardzo niemiła dla swojego męża. Gdy wyszliśmy od nich, mój kolega stwierdził, że jej mąż powinien dać jej miotłę i powiedzieć: Masz, odlatuj!!!
*
Andrzej: Kiedy się kogoś kocha, to chce się go dotknąć, chociaż paznokciem.
*
Miała kiedyś kolegę, który był nią zainteresowany (z wzajemnością), ale zachowywał się tak, że musiała go sobie wybić z głowy. Kiedy związała się z kim innym, rozpaczał. Powiedziała mu wtedy, że kiedyś miał u niej szanse, ale je zmarnował.
On stwierdził: Wtedy to byliśmy młodzi i głupi.
Ona: A teraz?
On: A teraz to jesteśmy starzy i poje.ani.
*
Kilka lat temu byłam na imprezie literackiej w krakowskiej Jamie Michalika. Wśród zaproszonych gości był m.in. ówczesny szef
tamtejszego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Wrócił niedawno z podróży do Stanów Zjednoczonych i dzielił się
z nami swoimi wrażeniami. Opowiadał m.in. o spotkaniu z pewnym
Polonusem, który uskarżał mu się:
– Wiesz, tutaj jest tak, że jak wiatr zerwie komuś dach z domu,
to od razu przychodzi dwudziestu sąsiadów do pomocy. Ale pogadać nie ma z kim.
Siedzący koło mnie starszy pan skomentował cicho:
– A u nas odwrotnie…
I WŁAŚNIE DLATEGO JESTEŚMY BIEDNI
Spotkałam znajomego, który właśnie wrócił z sezonowej pracy w Szwecji.
Na moje pytanie, jak mu tam było, odpowiada:
– Pani Mario, Szwed człowieka nie oszuka. Tam Polak Polaka oszuka,
a Szwed nie…
*
Mój kolega Seweryn (wujek poety Bronisława Maja) ma już swoje
lata, ale nadal jest człowiekiem pełnym energii i cudownie potrafi
cieszyć się życiem. Niedawno powiedział mi:
Jak mnie 87-letniego pytają, ile mam lat, to odpowiadam, że 99.
To wtedy mówią: Oooo, to dobrze się pan trzyma!
*
Rzecz działa się na łódzkiej Dąbrowie. W jednym z mieszkań
na siódmym piętrze wieżowca odbywała się impreza towarzysko
– alkoholowa. Uczestniczyli w niej były komandos, jego żona
i teściowa oraz mój kolega. W pewnej chwili podpity komandos
wstał, zrobił kilka susów i… wywiesił się za okno.
Po chwili uczestnicy imprezy usłyszeli jego ciche pytanie:
– Kto mi pomoże?
Mój kolega chciał już podejść do okna i pomóc delikwentowi,
ale jedna z kobiet powiedziała:
– Zostaw go.
Po chwili jednak mój kolega zreflektował się, podszedł do okna
i podał rękę komandosowi. Ten, kiedy tylko wychylił głowę
znad parapetu, warknął:
– Poje..ło was?!
*
S. o rozmowie z potencjalnym pracodawcą:
– Wiem, powinienem tak siebie oświetlić, że jego mój blask zabije.
*
Sławek najchętniej zaopiekowałby się każdym bezdomnym psem i kotem.
Kiedyś nachodzi go refleksja:
– Zwierzęta wybierają sobie ludzi na panów. A potem ich wykorzystują.
*
Spotkanie po latach. On pyta:
– Dlaczego mi się śnisz? Specjalnie to robisz?!
*
Na jednej z imprez literackich spotkałam byłego wydawcę mojego tomiku. Po publikacji książki nie mieliśmy dobrych relacji, delikatnie rzecz ujmując (to niestety norma). Miałam przy sobie paczkę delicji. Do kolacji było daleko, więc pomyślałam, że zjem kilka ciastek. Ów wydawca podszedł do mnie, spytał, czy może obok mnie usiąść. Przytaknęłam. Przede mną stała otwarta paczka delicji. On bez słowa, nie pytając o moją zgodę, zaczął brać jedno ciastko po drugim i zjadać. Ja zjadłam dwa, on resztę. W całkowitym milczeniu. Opowiadałam potem o tym „happeningu” naszemu wspólnemu znajomemu. On podsumował: „Trzeba było mu powiedzieć: 5,60!”
*
Wracam do domu. Dzwoni telefon. Odbieram. Okazuje się, że to poczta głosowa.
Odsłuchuję:
Pierwsza zapamiętana wiadomość:
– Tu mówi oślizgły jaszczur…
Druga zapamiętana wiadomość:
– Tu mruczy bury kot siedzący pod krzakiem jałowca – oznajmia głos mojego
poważnego 55-letniego kolegi.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.