O Piotrze Spottku piszę na portalu Stachuriada.pl

http://stachuriada.pl/index.php/item/270-u-piotra-spottka-pod-wielkim-dachem-nieba

  Aktualności

     Pochodzi z położonego w północnej Wielkopolsce Zakrzewa Złotowskiego. Niemcy nazywali tę wieś „Klein Warschau – mała Warszawa” – z powodu zaciętej walki tutejszej ludności o polskość. Do końca II wojny światowej tereny te należały do Niemiec.

    Do 14 roku życia wychowywała go babcia Gertruda. Dobrze mówiła po polsku i po niemiecku, pisała jednak lepiej po niemiecku. To była – do pewnego momentu – najważniejsza kobieta w jego życiu. Piotr bardzo dużo jej zawdzięcza.

    Już pod koniec szkoły podstawowej zaczął słuchać muzyki. Z zagranicznych gwiazd to były: Genesis, Lynyrd Skynyrd, Pink Floyd, Marillion , a z polskich przede wszystkim wykonawcy poezji śpiewanej: Marek Grechuta, Tadeusz Woźniak, Halina Frąckowiak, Alicja Majewska, Zbigniew Wodecki. Jedną z ulubionych gwiazd Piotra był Leszek Długosz. „Kiedy byłem w 7 klasie  znalazłem jego adres w książce telefonicznej i napisałem do niego list. A on wkrótce mi na niego odpowiedział. Tak zaczęła się nasza znajomość. Otrzymywałem od niego tomiki wierszy, płyty, albumy. Moja dobra komitywa z Leszkiem trwa do dziś. Korespondowałem wtedy również ze Stanisławem Lemem. Zawsze ciągnęło mnie do artystów.” – wspomina Piotr.

    Sam też próbował tworzyć. Pisał opowiadania i wiersze. Zdarzyło mu się m.in. napisać dwie piosenki, które poszły w świat. Stało się tak dzięki koledze, który skomponował muzykę do tych tekstów. Piotr, z właściwą sobie skromnością, niechętnie się do tego przyznaje, choć jeden z tych utworów ma na You Tube (jako anonimowy) kilkanaście milionów wysłuchań.


    W 1982 r. po zakończeniu szkoły podstawowej wyjechał do Niższego Seminarium Duchownego w Wieliczce. Nauczycielami były osoby świeckie, dyrektorem zaś zakonnik – ojciec Szymon Bienias. Polonistka Urszula Guzik  zachęcała uczniów do obcowania z poezją, ze sztuką. Szkołę odwiedzali znani aktorzy, głównie krakowscy. „Myślę, że to wszystko miało na nas pozytywny wpływ. Moim kolegą z klasy był ojciec Leon Pokorski – dziś znany poeta i autor tekstów piosenek. Jego utwory wykonuje m.in. Agnieszka Chrzanowska. Cenionym poetą, członkiem zarządu krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich jest mój o 2 lata starszy kolega ojciec Eligiusz Dymowski, obecnie proboszcz parafii p.w. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu w krakowskich Bronowicach.” – mówi Piotr.

    Z Wieliczki miał blisko do Krakowa. Jeździł tam, kiedy tylko mógł. Przede wszystkim często odwiedzał „Piwnicę Pod Baranami” – wstęp do niej był dozwolony od lat 18, on bywał tam już od 15 roku życia.

    Drugą pasja Piotra był sport. Bardzo lubił grać w piłkę nożną. Do szkoły w Wieliczce przyjechał Adam Nawałka. Tak, tak obecny trener reprezentacji Polski. Wtedy był tzw. skautem – poszukiwał młodych, dobrze zapowiadających się piłkarzy. Obserwował jeden z meczów i wybrał Piotra i jego kolegę do drużyny młodzików w Wiśle Kraków. Niestety, ich kariera piłkarska nie trwała długo. Dyrektor szkoły po pewnym czasie uznał, że chłopcy zbyt dużo czasu tracą na boisku. Jednak kiedy Piotr został studentem Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, to wielokrotnie sędziował mecze międzyseminaryjnej ligi „O puchar kardynała Franciszka Macharskiego”. Dobrze czuł się w tej roli. Marzył nawet o tym, aby być sprawozdawcą sportowym, kimś takim jak na przykład Jan Ciszewski.

 

Studia w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie

    „To były cudowne lata. Chłonąłem wtedy atmosferę Krakowa. Poznawałem poetów, bardów, pisarzy. To były liczne spotkania z Piotrem Skrzyneckim, Anną Szałapak, Jackiem Wójcickim, Leszkiem Wójtowiczem i innymi gwiazdami. W każdym programie piwnicznym zawsze było trochę improwizacji. Piotr Skrzynecki nigdy się nie powtarzał. Odwiedzałem też Jamę Michalika, gdzie były bardziej jazzowe klimaty. Występowali tam: Andrzej Zaucha, Tadeusz Leśniak, Zbyszek Soroka , Tadeusz Krok. Ten pociąg do ciekawych miejsc kierował mnie także do Loch Camelot, Zielonego Szkiełka, Piwnicy św. Norberta.” – wspomina Piotr.

    W Zielonym Szkiełku bywali jego rówieśnicy z całej Polski. Szefem był Kamil Śmiałkowski, obecnie recenzent i krytyk filmowy. Występowali tam: Robert Kasprzycki, Janusz Radek, Szymon Zychowicz, Dominika Kurdziel, Grzegorz Halama i Basia Stępniak – Wilk, która obecnie prowadzi audycję „Muzyczna bombonierka” w Radiu Kraków.

Animator we Wronkach i Jarocinie

    Po zakończeniu studiów Piotr trafił do Wronek. Postanowił wtedy otworzyć swój notes z kontaktami i zaczął planować imprezy. Pierwszą zorganizował  z Bohdanem Smoleniem i kabaretem „Pod Spodem” – to było pięć występów w ciągu jednego dnia. Potem to już szło lawinowo. W 1993 r. trafił do Jarocina. „Tam się „rozbujałem”, miałem niezliczoną ilość pomysłów. Nie jestem w stanie wyliczyć wszystkich imprez, które organizowałem. Przez Jarocin przewaliło się mnóstwo ludzi: Marcin Daniec, Eleni, Jacek Wójcicki, Edyta Geppert, Jerzy Filar, Jacek Kaczmarski, Jan Kondrak z zespołem Zakon Muzyczno-Literacki; współzałożycielem tej formacji był Piotr Mikołajczak, późniejszy dyrektor Sony Music Polska. Anna Chodakowska wystąpiła z „Mszą wędrującego”. Towarzyszył jej kompozytor muzyki oraz jeden z najwybitniejszych wirtuozów gitary klasycznej Roman Ziemlański, z którym miałem przyjemność współpracować także przy jego recitalach z piosenkami Okudżawy, Herberta i innych. Genowefa Pigwa czyli Bronisław Opałko na zakończenie występu zdejmował swój strój sceniczny, pięknie grał na fortepianie i śpiewał utwór Marka Tercza. Marek to wspaniały bard z Kielc, jego koncerty zawsze ładowały mnie energetycznie. Bywała też krakowska Piwnica św. Norberta ze Stefanem Błaszczyńskim i Marią Lamers.” – opowiada Piotr.
    W Jarocinie wydawał z młodzieżą gazetkę, do której pisał m.in. Leszek Elektorowicz związany wtedy z „Tygodnikiem Powszechnym”. Piotr zamieszczał tam recenzje muzyczne i wywiady z artystami.

    W latach 1993-1999 jako pedagog spędzał w wakacje 10-12 dni z  młodzieżą szkolną w Krakowie. Nie tylko zwiedzali miasto. To były przede wszystkim spotkania z interesującymi ludźmi. Bywali nawet w mieszkaniach u zaprzyjaźnionych artystów: Grzegorza Turnaua, Pawła Orkisza, Tomka Żółtko. Oczywiście była też Piwnica pod Baranami, Jama Michalika i inne ciekawe miejsca.

Radiowy dziennikarz muzyczny
    W 1993 r. przyszedł do Piotra redaktor naczelny „Gazety Jarocińskiej” i powstającego wtedy „Ja-Radia” i zaproponował mu prowadzenie audycji. Wiedział, że ma dużą płytotekę. Powiedział mu: „Kto jak kto, ale ty najlepiej byś się sprawdził w takiej audycji z poezją śpiewaną”. I tak oto Piotr Spottek został radiowym dziennikarzem muzycznym.  Nie zastanawiając się długo, nadał audycji tytuł nawiązujący do wiersza Edwarda Stachury i płyty Starego Dobrego Małżeństwa „Pod wielkim dachem nieba”. Jako dżingiel audycji wybrał też piosenkę Jana Kondraka z tekstem Stachury.

    Przez cztery lata w każdą środę  w godzinach 17.15-18.00 nadawał muzykę z „krainy łagodności”, przeprowadzał wywiady z artystami, których zapraszał na występy do Jarocina.

Od Grechuty do Pendereckiego

    W 1996 r. przeprowadził się na Kujawy. Przez kolejne 2 lata pracował w gnieźnieńskim Radiu Święty Wojciech, późniejszym Radiu Plus. Tam miał w każdą sobotę audycję od 22.00 do 24.00. W dalszym ciągu nosiła ona tytuł „Pod wielkim dachem nieba”. Wtedy też zrealizował swoje marzenie – zorganizował i poprowadził koncert  Marka Grechuty. Tak wspomina to wydarzenie: „Marzyłem o tym od dawna. Mówiłem sobie nawet, że jak już to zrobię, to mogę odejść na niebieskie połoniny. Wiemy już dzisiaj, że pan Marek miał poważne problemy zdrowotne, często nie był w stanie wyjść na scenę. Jacek Wójcicki wiedział o tym moim marzeniu. Któregoś dnia zadzwonił do mnie z Krakowa i powiedział, że właśnie teraz Grechuta jest w dobrej formie i mogę go zaprosić. Tak też zrobiłem, koncert bardzo się podobał, pieśniarz został nagrodzony owacjami na stojąco.”


    W Gnieźnie organizował też między innymi koncerty Stanisława Soyki, Roberta Janowskiego, Ryszarda Rynkowskiego, Danuty Błażejczyk, Jacka Wąsowskiego (to pierwsza gitara w zespole Maryli Rodowicz) z zespołem „Chili My”. Od 2000r. organizował całe trasy, czasem nawet po 15 koncertów w 3 tygodnie. Na przykład z Markiem Gałązką w duecie z saksofonistą lub zespołem „The Transistors”, gdzie grali synowie Marka (obecnie występują w zespole Tymona Tymańskiego). Było wiele koncertów Starego Dobrego Małżeństwa. W 2002 r. dzięki Jerzemu Zelnikowi poznał Roberta Grudnia. Zorganizował z nim wiele imprez  o charakterze sakralnym. Występowali na nich m.in.: Anna Seniuk, Krzysztof  Kolberger, Jerzy Zelnik, Olgierd Łukaszewicz. W 2005 r. w Gnieźnie, Inowrocławiu, Sanoku, Płocku i Piszu współorganizował koncerty Krzysztofa Pendereckiego z Chórem Polskiego Radia w Krakowie, Georgijem Agratiną i Robertem Grudniem.

    Były imprezy, podczas których Grażyna Barszczewska śpiewała i recytowała  „Kwiaty Polskie” przy fortepianowym akompaniamencie Włodzimierza Nahornego. Był też spektakl z czytanymi przez Barszczewską listami Chopina, jego utwory śpiewała Magda Idzik z Opery Narodowej w Warszawie, na fortepianie grała Japonka Kayo Nishimizu. Potem zaczął organizować spotkania z pisarzami i aktorami, m.in. z Anną Romantowską,  Emilią Krakowską, Anną Nehrebecką, Olgierdem Łukaszewiczem, Teresą Lipowską.
    Wiele ciekawych imprez współorganizował z panią Julitą Maciaszek – dyrektorką Centrum Kultury i Sztuki w Sępólnie Krajeńskim. Na przykład w cyklu pod nazwą „Sępoleńska Akademia Sukcesu” wystąpili ludzie pochodzący z małych miejscowości, którzy zdobyli sławę. Byli to m.in. Tomasz Sekielski, Paweł i Antoni Królikowscy, Agnieszka Więdłocha,  Krzysztof Zanussi, Zbigniew Boniek, Mirosław Hermaszewski, Bogdan Rymanowski (w todze prawnika) i Dominika Figurska.

    Z czego jest najbardziej dumny? Na pewno z koncertów Pendereckiego. To wielki świat. Ważne imprezy to także występy Soyki z kapelą w Lipnie i Gnieźnie, Turnaua z zespołem w Operze Szczecińskiej. Niełatwym wyzwaniem było prowadzenie trzydniowej edycji Jurajskiego Lata Filmowego w Złotym Potoku. Wystąpili tam Dariusz Kowalski, Małgorzata Królikowska – Ostrowska i Paweł Królikowski. Piotr  robił z nimi wywiady przed widownią liczącą nawet po 12 tysięcy ludzi. 

    Którą ze swoich aktywności zawodowych lubi najbardziej? „Największą radość sprawiają mi koncerty bardów. Zajmuję się także  organizacją spotkań z aktorami, pisarzami czy politykami. W lipcu 2016 r., po 16 latach przerwy wróciłem do prowadzenia audycji radiowych „Pod wielkim dachem nieba”. Najpierw była to praca w Radiu Zachód, a obecnie we wrocławskim Radiu Muzyczna Cyganeria, którego szefem jest Leszek Kopeć. Moich audycji można posłuchać w każdy poniedziałek w godzinach 20.00 – 22.00, powtórki są w czwartek o tej samej porze i w niedzielę w godzinach 18.00 do 20.00. Zapraszam też do słuchania poszczególnych odcinków na You Tube.” – zachęca  Piotr.

    Jaka jest idea tej audycji? Na początku grał mniej popularnych wykonawców, sięgał po artystów mało znanych, którzy rzadko albo prawie wcale nie byli prezentowani w radiu. Od jesieni ubiegłego roku postanowił prezentować także gwiazdy. Każdego tygodnia  otrzymuje za pośrednictwem poczty po kilkanaście płyt – od wykonawców i wytwórni muzycznych takich jak: Warner Music Poland, MTJ czy Dalmafon. I gigabajty plików muzycznych przesyłanych w e-mailach i za pośrednictwem Facebooka. Samo ich przesłuchiwanie zajmuje mnóstwo czasu, ale Piotr to lubi.


    Przybywa partnerów medialnych wspierających audycję. Na dziś są to portale: Pisarze.pl, Stachuriada.pl i poezja-spiewana.pl. Jest też logo profesjonalnie opracowane przez Annę Wysocką z firmy Quanmedia. Znalazło się już ono na płycie Łukasza Majewskiego „Niebajka”. Lada chwila zostanie umieszczone na płytach  poznańskiego zespołu „Arete”, Joasi Mioduchowskiej i kilku innych. Piotr żywi nadzieję, że może kiedyś któreś z ogólnopolskich mediów – na przykład 1, 2 lub 4 program Polskiego Radia, ewentualnie jakaś rozgłośnia regionalna – zechce emitować jego audycję.

    O tym, że środowisko „krainy łagodności” zaczyna dostrzegać jego pasję i pracę świadczy między innymi fakt, że jest zapraszany do jury festiwali literackich. Na organizowanych w Gubinie „Poetyckich rubieżach” znalazł się w interesującym gronie. Wśród jurorów festiwalu byli: Jan Poprawa (przewodniczący), Urszula Dudziak, Janusz Radek, Szymon Zychowicz, Krzysztof  Kiljański, Ewa Andrzejewska, Małgorzata Wlazeł, Joanna Zbudniewek –Lewandowska i Roman Puchowski.

Anegdotyczne spotkania z gwiazdami

   Kontakty zawodowe przeradzają się często w towarzyskie – Piotr bywa w domach artystów, a oni bywają u niego. Pamięta wiele zabawnych, zakulisowych sytuacji związanych ze swoją pracą. Był kiedyś w Bogatyni z Anną Seniuk. Gdy rano schodziła na śniadanie powiedział jej, że wygląda na zmęczoną. Usłyszał: ” Panie Piotrze, jak można kobiecie powiedzieć, że wygląda na zmęczoną!? Już pana nie lubię. Powinien pan powiedzieć: „Ładnie pani wygląda”. Oczywiście wszystko to zostało obrócone w żart.

   Jacek Fedorowicz  znany jest z tego, że lubi samotność. I jest punktualny. Kiedy umawia się na występ, trzeba mu tylko podać miejsce i datę, a on na pewno dotrze. Kiedyś Piotr organizował jego spotkanie w Puszczykowie. Jak zwykle na miejscu był wcześniej. Wychodzi ze sklepu, a tu idzie sobie pan Jacek i mówi: „Ach, panie Piotrze, wiedziałem, że pana spotkam! I co pan myśli, że ja będę pana teraz przez dwie godziny bawił? Ach, widzę, że ma pan takie samo zboczenie jak ja – punktualność!”

   Grażyna Barszczewska przyjechała z kimś samochodem na spotkanie do Nakła nad Notecią. W podróży spała. Organizator wyszedł przed dom kultury, aby się przywitać, a pani Grażyna: „Panie Piotrze, wiem, wiem, że nie poznaje mnie pan, ale ja za chwilę się zrobię na Barszczewską.”

Na koniec zacytujmy kilka spośród wielu pozytywnych recenzji, jakie Piotr Spottek otrzymuje ostatnio coraz częściej od słuchaczy i artystów z kręgu „krainy łagodności”.


     Jarosław Jaros: Audycja “Pod wielkim dachem nieba”, autorstwa Piotra Spottka, jest ważnym elementem edukacji kulturalnej w Polsce. Pojawiają się w niej piosenki, w których autorzy i wykonawcy mają coś do powiedzenia, w których tekst zajmuje nadrzędną rolę. Co ważne, przedstawiani artyści nie są tymi, których możemy spotkać w mediach mainstreamowych. Często słyszymy o nich pierwszy raz i jesteśmy zaskoczeni, że ktoś tak uzdolniony, nie jest znany szerszej publiczności. Autor audycji nie ogranicza się do piosenek z nurtu “krainy łagodności”, zwanej też “poezją śpiewaną”. W programie pojawia się także: blues, country, rock, a nawet rap. Jedno, co łączy te różne gatunki, to tekst. Dobry tekst. A to wszystko dzięki Piotrowi Spottkowi, który w jakiś tajemniczy sposób wynajduje artystów, pochodzących z różnych, czasem bardzo odległych środowisk muzycznych i prowadząc audycję, łączy te różne światy. Jest to coś wyjątkowego i niespotykanego w polskich mediach. Jednocześnie delikatny smutek mnie ogarnia, że audycja “Pod wielkim dachem nieba”, która bezsprzecznie realizuje misję propagowania kultury polskiej, nie jest obecna na antenie Polskiego Radia.

Aby nie zostawić czytelnika tych moich obserwacji i przemyśleń, ze smutkiem na końcu, żyję nadzieją, że autor, jak i jego audycja, zostaną docenieni. I niechaj będzie to szczęśliwe zakończenie tej historii.

    Ryszard Wolbach: Słucham audycji „Pod dachem…”nieregularnie. Jednak jak już „odpalę” to mnie trzyma do końca. Poznaję coraz to nowych ludzi z kręgu pieśni nieobojętnej (jak teraz chce autor) i twierdzę, że ta audycja jest potrzebna. Jednak gdzieś obok, całkiem niedaleczko bije źródło wrażliwości. W dzisiejszych czasach…bezcenne. Pani Maria Duszka przybliża słuchaczom twórczość współczesnych poetów, recytując ich wiersze. Kolejni poeci mogą tą drogą dotrzeć do wielu osób. Bardzo ciekawym elementem prawie każdej audycji są rozmowy pana Piotra z wykonawcami, czasem są gośćmi w studio, a czasem są to rozmowy telefoniczne. Dociera nawet do tych, którzy mieszkają poza Polską, ale wnieśli  i wnoszą wiele w piosenkę literacką. Miło usłyszeć nad czym aktualnie pracują, gdzie koncertują i ogólnie „co słychać ?”. Utkwiła mi w pamięci świąteczna audycja, ciekawe utwory i wypowiedzi artystów na temat patriotyzmu. Wspominanie i powracanie do wykonawców, którzy już odeszli, ale zostawili wiele. I miło, że w tej audycji o nich pamiętamy.

    Małgorzata Pasznicka : Audycję pana Piotra Spottka ” Pod wielkim dachem nieba” poznałam w tym roku. Na bieżąco słucham kolejnych odcinków, ale bardzo się cieszę, że mogę powrócić do wcześniejszych na kanale You Tube. Dla mnie to bardzo dobry czas z łagodną muzyką i tekstem. Tekstem o rzeczach ważnych i przyjemnych i trudnych. O tym, co przeżywamy i co nas spotyka. Już na początku głos pana Piotra wycisza emocje codziennej gonitwy. Jego propozycje utworów są jak ciekawa książka, fotografia, podróż. Warto posłuchać nowych interpretacji znanych utworów, których podejmują się kolejni młodzi artyści.

Czasem konkursy, w których uważni słuchacze mogą wygrać płyty lub tomiki poezji. „Pod wielkim dachem nieba” można przystanąć, posłuchać ciekawego wiersza, otulonego przyjazną muzyką, wzruszyć się, zachwycić i doświadczyć muzyczno-poetyckiej łagodności. Dziękuję wszystkim, którzy ją tworzą, a poszukującym takiej łagodności gorąco polecam.


     Wiesław Falkowski: „Dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba” – tak napisał Edward Stachura w wierszu “Pieśń na wejście”. Te piękne, optymistyczne słowa wiersza zainspirowały Piotra Spottka do stworzenia radiowej audycji muzyczno-poetyckiej. Dzisiaj można posłuchać już 76 odcinka “Pod wielkim dachem nieba” na kanale Muzyczna Cyganeria Radia Szafir. Od kilku tygodni, w każdy poniedziałek od 20.00, słucham audycji Piotra Spottka. Znalazłem tutaj coś dla siebie – dobre piosenki literackie, świetne teksty śpiewane do znakomitej muzyki. Plejada najlepszych wykonawców z kręgu piosenki literackiej gwarantuje przyjemność słuchania. (…) Godny polecenia jest też kącik poetycki. W tej części audycji prezentowana jest poezja w interpretacji Marii Duszki, a każdy odcinek poświęcony jest innemu poecie. Dzisiaj – Teodozja Zariwna (Kijów), ukraińska pisarka, poetka, dziennikarka, krytyk teatralny i tłumaczka, którą Maria poznała podczas 39 Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w 2016 r. w Poznaniu. Zariwna w swoich wierszach opowiada o “obecnej sytuacji na Ukrainie, o bezsensie wojny, o lęku i cierpieniu milionów ludzi. Jej utwory są autentyczne i bardzo wzruszające”. Zapraszam do słuchania. Polecam. Jest mi tym bardziej miło, że sam piszę i do moich tekstów powstają piosenki, komponowane i śpiewane przez Remiego Juśkiewicza. Cieszę się, że i dla naszej piosenki literackiej znalazło się miejsce w radiowej audycji Piotra Spottka.

     Igor Jaszczuk: ,,Pod wielkim dachem nieba” Piotrka Spottka jest miejscem dla wszystkich , którzy lubią słuchać piosenki z dobrym tekstem, to oczywiste, ale dla mnie jest też ważne, że słuchając audycji Piotra dowiaduję się o artystach, których w oficjalnych, komercyjnych mediach bym nie spotkał. A to tacy ludzie stanowią żywą i wartościową tkankę kultury. Trzymam kciuki za dalsze powodzenie Piotra i jego audycji.

    Eugenia Zawidzka: Potwierdzam, piękna audycja słowno – muzyczna. Dobry nastrój, dobre wykonania i dobry prowadzący. Brawa dla Piotra Spottka i Marii Duszki. 

     Dorota Górczyńska – Bacik: Zaglądnęłam raz POD WIELKI DACH NIEBA i postanowiłam się rozgościć na dobre. Wspaniała muzyka, która tak cudownie wypełnia poniedziałkowe wieczorne chwile, że nie sposób nie powracać. Dziś wszędzie pełno dudniącego chaosu, który pcha się w nasze życie. Tu zamiast chaosu znajduję ciszę, zatrzymanie, natchnienie. Dziękuję za te chwile i z serca polecam.

     Dariusz Rączka: O osobie Piotra Spottka dowiedziałem się od mojego przyjaciela Kazimierza Kochańskiego. Nie trzeba mnie było długo namawiać, gdy powiedział: „napisz do niego, to redaktor radiowy i mecenas polskiej kultury”. Ja, jako dobrze zapowiadający się twórca (bo głównie sam się zapowiadam i staram się to robić jak najlepiej) od razu zareagowałem pisząc do Piotra. Po chwili zacząłem szukać informacji – do kogo ja tak naprawdę napisałem i wówczas natrafiłem na audycję „Pod wielkim dachem nieba” na YT i wtedy przepadłem. Zazdroszczę pomysłu i determinacji, bo artyści, muzyka i teksty serwowane przez prowadzącego nie są zbyt nachalnie popularyzowane przez polskie mass-media (przepraszam za eufemizm) i za to wielki ukłon w jego kierunku. 
P.S. 
Byłoby obłudą gdybym nie przyznał się do tego, że od czasu do czasu miło też posłuchać swojej piosenki w tej audycji zagranej zawsze w doborowym towarzystwie. Odnoszę nieodparte wrażenie, iż  Piotr traktuje wszystkich artystów i „zaproszone” do audycji piosenki w sposób szczególny, jednocześnie nikogo nie wyróżniając. Do rzeczy: jeśli byś usłyszał/a swoje nazwisko wypowiedziane obok przykładowo nazwiska: Andrzej Grabowski, Paweł Orkisz, Martyna Jakubowicz, Joanna Kołaczkowska – też pewnie przyszłoby ci do głowy poczuć się miło 🙂 
Pozdrawiam i dziękuję za wszystko. Pod jedną z audycji na You Tube Dariusz Rączka napisał: Świetna audycja. Dwie godziny ciepła 🙂 Dzięki Piotr!!!

    Agnieszka Kalawska: Witam, Panie Piotrze… Od zawsze uwielbiałam czytać wiersze i słuchać poezji śpiewanej, ale tak naprawdę, gdyby nie mój syn i fakt że on pisze wiersze, być może nie byłoby mi dane słuchać audycji, ponieważ nie miałam pojęcia o jej istnieniu. .. ale przypadki chodzą po ludziach i jak widać często bywają piękną inspiracją naszej codzienności, a ten sprawił, że trafiłam najpierw do pani Marii Duszki,  a niedługo później do Pana i Pod Wielki Dach Nieba, jak się później okazało pod  Piękny, Wspaniały, Nietuzinkowy i Wyjątkowy Dach, pod którym jestem do dziś… To taka uczta dla uszu, duszy i serca.. (…) Pozwala na wyciszenie, refleksję i przemyślenia, a tym samym odrywa od zgiełku codzienności. Jakże często u Pana poznaję ludzi, artystów, poetów, których wcześniej nie znałam, a którzy często na stałe zapisują się w moim życiu codziennym… Zachwycona również jestem poezją Pani Marii, która wraz z Panem tworzy ten niepowtarzalny i wyjątkowy klimat, przez to także chce się do Was „wracać”. Jeżeli więc są ludzie, którzy jeszcze nie „dotknęli „swoją duszą Nieba to powinni to zrobić i „zaglądnąć” pod Wielki Dach, a zapewniam, że zostaną tam na stałe .Życzę jeszcze wielu tak wspaniałych i owocnych audycji. Pozdrawiam serdecznie.

    Anna Dędor: Jestem pod wielkim wrażeniem audycji …to moje klimaty. Piotr przypomina znane „perełki” poezji śpiewanej, promuje mniej znanych, często niszowych, muzyków i poetów. W każdym odcinku znajduję coś zachwycającego i dla mnie nowego, bo gdzieś mi to umknęło w tej masie utworów prezentowanych w radiu, czy na YT. Toteż, odkąd dowiedziałam się o tej audycji, słucham każdego, kolejnego odcinka z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością… Bardzo podoba mi się także kącik poetycki i prezentacja poetów, których być może inaczej byśmy wcale nie poznali. Serdecznie gratuluję Piotrze takiej znakomitej audycji.

    Maria Mańkowska: Spokój, wewnętrzne wyciszenie, liryczny nastrój to cechy audycji Piotra Spottka „Pod Wielkim Dachem Nieba”. W wierszach Wiesława Fałkowskiego, zaprezentowanych subtelnym głosem przez Marię Duszkę, znajdują się odwieczne uczucia, przeżycia i pragnienia człowieka – miłość, szczęście, tęsknota, oczekiwanie na spełnienie marzeń. Jest w wierszach też druga strona ludzkiego życia – smutek, beznadzieja, samotność, przemijanie. Wielu czytelników może w tych wierszach odnaleźć siebie. Serdeczne gratulacje dla Autora.

Maria Duszka

 

 

Wojciech Majkowski poetycko odpowiada na mój wiersz z tomiku „Freienwill”

Wino chabrowe

Wojtek Majkowski stworzył poetycką odpowiedź na jeden z moich wierszy z tomiku „Freienwill”: 

Długo zastanawiałem się, jak najlepiej wyrazić swoje uznanie dla moich koleżanek i kolegów poetów, którzy obdarowali mnie swoimi tomikami wierszy. Uznałem, że jedyną dobrą formą, będącą zarazem podziękowaniem i moim najwyższym uznaniem, będzie dokonanie wyboru kilku wierszy z ich twórczości i odniesienie się do nich słowami własnych wierszy. Nie jestem krytykiem literackim. Jedynie piszę wiersze. Przyjmijcie w zamian ten Poetycki dwugłos jako podziękowanie. Oto podziękowanie kolejne, tym razem dla: Maria Duszka

https://wojciechmajkowski.wordpress.com/2018/02/13/wino-chabrowe/

O MARCELIM NENCKI, KTÓRY OTRZYMYWAŁ GRANTY OD NOBLA PISZĘ NA ŁAMACH MIESIĘCZNIKA „ZIEMIA ŁÓDZKA” (NR 8/2017) I KWARTALNIKA „NA SIERADZKICH SZLAKACH” (nr 4/128/2017)

 

Artykuł w nieco zmodyfikowanych wersjach ukazał się ukazał się w kwartalniku „Na Sieradzkich Szlakach” wydawanym przez Oddział PTTK w Sieradzu, w miesięczniku „Ziemia Łódzka”
https://www.lodzkie.pl/files/ziemia/ZL_08_2017.pdf

i kwartalniku „Znad Wilii”.

MARIA DUSZKA

 

MARCELI NENCKI  – STYPENDYSTA NOBLA

     W 2017 r. minęła 170 rocznica urodzin Marcelego Nenckiego.  
Być może nie zainteresowałabym się jego postacią, gdyby nie to, że podczas XXIII Międzynarodowego Festiwalu Poetyckiego „Maj nad Wilią” w Wilnie poznałam panią Katarzynę Markiewicz. Jak się okazało, jest ona potomkinią i spadkobierczynią rodu Nenckich. Mieszka w Wodyniach w powiecie siedleckim, ale każdego roku w okolicy dnia Wszystkich Świętych przyjeżdża do Boczek w gminie Szadek (województwo łódzkie), aby zapalić znicze przed kapliczką, która pozostała w parku dworskim. Odwiedza także cmentarz w pobliskiej Rossoszycy, gdzie znajduje się grób rodziny Nenckich. Tak się złożyło, że z Boczek pochodził także mój dziadek Władysław Dostatni,  tata mojej mamy, który zginął w czasie wojny w obozie koncentracyjnym  Gross – Rosen. Przodkowie moi i Katarzyny Markiewicz na pewno więc się znali. Dziwnym zrządzeniem losu, my, ich potomkinie poznałyśmy się na Litwie. I właśnie to spotkanie, rozmowy z panią Katarzyną zainspirowały mnie do bliższego poznania fascynującej biografii naszego uczonego. 

     Zacznijmy jednak od historii rodu. Nenccy (pierwotna forma nazwiska to Nencha) wywodzą się z Inflant. W XVII w. otrzymali tytuł szlachecki i prawo używania herbu Lubicz. Mieszkali w Braniewie na Mazurach. W 1841 r. Wilhelm i Katarzyna Nenccy zostali właścicielami wsi Boczki, Sikucin i Kobyla koło Szadku. Mieli prawdopodobnie piętnaścioro dzieci, z czego ośmioro zmarło we wczesnym dzieciństwie.

BOCZKI – BERNO

     Marceli Nencki urodził się 15 stycznia 1847 r. Jego ojciec zmarł w 1860 r., a matka cztery lata później. Musimy więc sobie uświadomić, że mając 17 lat Marceli został sierotą. Zanim jednak to się stało, już w wieku 9 lat rozpoczął naukę w gimnazjum w Piotrkowie. Ukończył ją w 1863 r. i od razu przyłączył się do powstania styczniowego. Po jego upadku, w obawie przed represjami, zmuszony był wyjechać do Krakowa, gdzie zaczął studiować filozofię. Okazało się jednak, że i w tam nie mógł czuć się bezpiecznie. Przeniósł się więc do Drezna, gdzie zaopiekował się nim pisarz Józef  Ignacy Kraszewski, który był zaprzyjaźniony z rodziną Nenckich. Za jego radą Marceli podjął studia na wydziale filozoficznym uniwersytetu w Jenie. Uczył się tam głównie języków starożytnych. Wkrótce przeniósł się do Berlina, gdzie, podobnie jak jego brat Leon, rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie. Już wtedy zaczął się interesować procesami chemicznymi zachodzącymi w organizmach żywych czyli nauką, którą  po jego śmierci nazwano biochemią (terminu tego w języku polskim po raz pierwszy  użyto we wspomnieniach o Nenckim na łamach „Czasopisma Lekarskiego” w 1901 r.).

     W 1870 r. po napisaniu rozprawy pt. „Utlenianie związków aromatycznych w ciele zwierzęcym” Nencki uzyskał stopień doktora medycyny. Przez dwa kolejne lata prowadził badania z zakresu chemii organicznej w Akademii Technicznej pod kierunkiem Adolfa Baeyera. Jego nowatorskie, odkrywcze  prace naukowe zwróciły na niego uwagę środowiska naukowego. Zaczęto  doceniać jego talent, przenikliwy umysł i niezwykłą pracowitość. Został asystentem w Instytucie Anatomii Patologicznej w Bernie (Szwajcaria). Tam, doceniony przez życzliwych starszych kolegów, szybko zdobywał kolejne stopnie naukowe: docenta, profesora honoris causa, profesora nadzwyczajnego, a potem profesora zwyczajnego. Już w wieku 30 lat objął specjalnie dla niego utworzoną katedrę chemii fizjologicznej. Wkrótce został kierownikiem Instytutu Chemii Medycznej. Mógł prowadzić badania, które wywierały duży wpływ na rozwój medycyny, nie tylko szwajcarskiej. Jego sława jako autorytetu naukowego, ale także życzliwego, niezwykle lubianego człowieka sprawiła, że do jego katedry zaczęli przyjeżdżać młodzi naukowcy nie tylko z całej Europy, ale także Ameryki. Konieczne stało się wybudowanie nowej, obszernej siedziby instytutu, gdzie pomieściliby się wszyscy chętni chcący pracować pod kierunkiem polskiego uczonego.

     Dr Jakowski, jeden z jego uczniów tak pisał: „Gdy się przybyło do Berna, po pierwszym zaraz widzeniu się z profesorem, po pierwszych jego radach i wskazówkach, zwłaszcza przybysz z naszego kraju czuł się jak u siebie. Ta życzliwość jego i serdeczność nie ograniczała się tylko do stosunków profesora do uczniów w laboratorium, podczas zajęć naukowych, lecz cechowała i prywatne jego stosunki z rodakami przybyłymi doń po wiedzę. Mogę śmiało powiedzieć, że korzyść odniesiona z pobytu w pracowni Nenckiego przewyższała to, na co udający się do niej był przygotowany.”

     Podkreślano, że: „Był on człowiekiem, którego każdy musiał polubić. Życzliwość ludzką zyskiwał niesłychaną prostotą charakteru, zupełnym brakiem zawiści fachowej i najzupełniej równym postępowaniem ze wszystkimi: uczonymi – kolegami, studentami, asystentami, możnymi świata tego i posługaczami pracownianymi.”

     W Bernie Nencki ożenił się z Marią Heleną Schultzen, siostrą swojego kolegi. Miał z nią syna Leona Jana, który został lekarzem. Małżeństwo to jednak dość szybko rozpadło się. Nenckiego nie interesowało życie, jakie lubiła wieść jego żona i odwrotnie. Maria pozostała w Berlinie, Marceli wyjechał do Rosji. Pozostali jednak w przyjaźni, przez całe życie korespondowali z sobą.

STYPENDIUM OD NOBLA

     Po 20 latach pracy w Bernie Nencki otrzymał zaproszenie do Petersburga. Zaproponowano mu kierowanie Zakładem Chemii w powstającym tam Instytucie Medycyny Eksperymentalnej. Do Rosji pojechało z nim kilkoro jego współpracowników i asystentów, w tym Nadia Sieber – Szumowa. Nencki współpracował ściśle z kierującym Zakładem Fizjologii Iwanem Pawłowem (tym od „odruchu warunkowego”). W 1894 r. obaj uczeni otrzymali stypendium  od samego Alfreda Nobla. W liście skierowanym do nich fundator pisał o swoim głębokim zainteresowaniu eksperymentami z zakresu fizjologii i problematyką  starzenia się i umierania.

Jak Nencki czuł się w Rosji? W jednym z listów do bliskich pisał:  „Kraj jest mi obcy, ale w laboratorium swoim posiadam bogate wyposażenie i wszystkie środki, abym mógł pracować. I to jest dla mnie rzeczą najważniejszą.”

     Nencki był nie tylko teoretykiem, ale dążył do tego, aby wyniki jego badań mogły mieć zastosowane w praktyce. Między innymi w znacznym stopniu przyczynił się do zwalczenia wielu chorób zakaźnych, w tym epidemii cholery. Stworzył także szczepionkę przeciwko atakującej bydło epidemii dżumy i księgosuszu. Prowadzenie badań nad tymi specyfikami wiązało się z koniecznością wyjazdów w głąb Rosji – na Kaukaz i do Kraju Zabajkalskiego. Jak wyglądała taka praca w terenie? Nencki pisał w liście do żony: „Mam na głowie ponad 300 sztuk bydła, w tym 40 sztuk bawołów i wielbłądów – prawdziwych czworonogów – wobec 30 osób personelu, około 10 lekarzy weterynarii i zmęczonych i rozdrażnionych asystentów. To wszystko w porządku i harmonii utrzymać, zaopatrzyć i w stosunku do każdego być sprawiedliwym i przyjacielskim – jest niemałą sztuką.” Nie było więc łatwo, ale dzięki jego pracy w ciągu kilku lat zostały opanowane epidemie powodujące śmierć setek tysięcy zwierząt. Rosja miała za co być mu wdzięczna.

     W 1897 r. zorganizowano obchody 25-lecia pracy naukowej Marcelego Nenckiego. Został członkiem honorowym Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego i Towarzystw Lekarskich w Wilnie, Krakowie i Lwowie, a władze rosyjskie nadały mu tytuł …generała. Nencki wystąpił w związku z tym z pisemną prośbą, aby zwolniono go z konieczności noszenia munduru generalskiego i orderów.

     Tęsknił do kraju, często spędzał wakacje w Boczkach. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że pracując w dużych, dobrze wyposażonych ośrodkach naukowych ma większe możliwości rozwoju. Otrzymywał propozycje objęcia  katedry farmakologii i farmakognozji, a także chemii na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem oferowano mu pracę na Uniwersytecie Lwowskim,  jednak z różnych przyczyn nie zdecydował się na to.

     Gdyby dane mu było żyć dłużej, być może wróciłby do kraju. Był w pełni sił twórczych, kiedy zaatakował go rak żołądka. Zapewne do rozwoju tej choroby w jakiś sposób przyczynił się intensywny, wyczerpujący tryb życia jaki uczony prowadził. Zmarł  w wieku 54 lat, 14 października 1901r.  Został pochowany na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie.

 

PATRON INSTYTUTU BIOLOGII DOŚWIADCZALNEJ

 

     Katedrę Chemii w Petersburgu objęła po nim Nadia Sieber – Szumowa. Ona też ofiarowała w 1909 r. 50 tysięcy rubli na utworzenie Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego w Warszawie.  Ideę tę zrealizowano dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Pierwszym jego dyrektorem był prof. Kazimierz Białaszewicz, pod jego kierownictwem Instytut  stał się wiodącą placówką biologiczną w kraju. W jej skład wchodziły:  Zakład Fizjologii, Zakład Biologii Ogólnej i Zakład Neurobiologii. W latach dwudziestych utworzono Zakłady Embriologii Doświadczalnej, Morfologii i Biometrii. Powstała także sieć ośrodków terenowych: Stacja Hydrobiologiczna na jeziorze Wigry, Stacja Morska na Helu i Stacja Rzeczna w Pińsku. W okresie wojny Instytut  poniósł ogromne straty, zginęło wielu jego pracowników. W latach 50-tych otrzymał nową siedzibę przy ul. Pasteura 3 w Warszawie

 i  został włączony w struktury Polskiej Akademii Nauk. Obecnie pracuje 

w nim około 300 osób.  

     Marceli Nencki zostawił po sobie w sumie 173 prace z wielu dziedzin: chemii organicznej, fizjologicznej i lekarskiej, a także bakteriologii i epidemiologii. Dorobek naukowy jego życia został opublikowany w języku niemieckim pod tytułem „Opera omnia” w 1904r. w Braunschweig (Brunszwiku). O tym, że jego osiągnięcia są cenione do dziś, świadczyć może fakt, że w 2011 r. nakładem wydawnictwa Nobel Press ukazało się wznowienie wersji niemieckiej oraz wersja włoska jego dzieła. Niestety, do tej pory nie ukazało się wydanie polskie. O poziomie jego dokonań najlepiej świadczy fakt, że mimo ogromnego postępu w dziedzinach, którymi się zajmował, jego prace są do dziś cytowane literaturze światowej.  

     W 1904 r. Iwan Pawłow otrzymał Nagrodę Nobla (ustanowioną trzy lata wcześniej – w roku śmierci Marcelego Nenckiego). Być może, gdyby żył, otrzymałby ją także nasz uczony. Nencki współpracował przecież z Pawłowem, dopomógł mu także w publikacji jego prac na zachodzie Europy.  

WYSIEDLENI                                              

     Brat Marcelego, Leon po studiach w Niemczech i Szwajcarii był przez wiele lat ordynatorem oddziału wewnętrznego szpitala św. Ducha w Warszawie. Zmarł w 1904 r. W trzy lata później odszedł z tego świata kolejny z braci – mieszkający w Boczkach Adam Nencki. Jego syn, również Adam (to bardzo często występujące imię w tej rodzinie) był m.in. prezesem Kółka Rolniczego w Szadku. W 1924 r. podjął próbę (wtedy jeszcze nieudaną) utworzenia banku spółdzielczego w tym mieście.

     Na początku II wojny Nenccy musieli opuścić rodową posiadłość. W archiwum rodzinnym zachował się pisany po niemiecku dokument, na podstawie którego dokonano wysiedlenia. Jest w nim mowa o tym, że Barbara Kowalska  i Barbara Nencka muszą opuścić Boczki i wyjechać do Generalnej Guberni do dnia 16.12.1939 r. Mogły zabrać z sobą bagaż podręczny i 100 marek. Część wyposażenia dworu przekazały na przechowanie służbie. Wyjechały do majątku Adama Nenckiego w Zgórznicy koło Stoczka Łukowskiego. W tamtejszym dworze przez cały okres wojny bardzo aktywnie działała komórka Armii Krajowej. Niektórzy członkowie rodziny przypłacili to życiem.

     W 1950 r. zabrano Nenckim majątek w Zgórznicy. Okazało się, że nie mogą też wrócić do swojej siedziby rodowej w Boczkach – ich dawni pracownicy oddali im wtedy przechowywane u siebie książki, obrazy i inne przedmioty. Dzisiaj należą one do Katarzyny Markiewicz. To jej mama, Barbara Nencka w 1939r. musiała na zawsze opuścić Boczki. Pani Katarzyna czyni starania o odzyskanie tego, co zostało z rodzinnych włości. Szkoda jej starego, pięknego niszczejącego parku, o który nikt nie dba. Marzy także choć o tym, aby w Boczkach została w jakiś sposób upamiętniona historia rodu Nenckich, a zwłaszcza najwybitniejszego z nich – Marcelego.