NA STRONIE INTERNETOWEJ DWUMIESIĘCZNIKA LITERACKIEGO „TOPOS”

O wydanym w Bibliotece „Toposu” tomie „Freienwill” Marii Duszki pisze na łamach „Gazety Kulturalnej” 9(193)2012 Leszek Żuliński: „Ten tomik przekonuje swoim autentyzmem, subtelną refleksyjnością i subiektywną siłą wyznań. Na jego drugim planie są zaś – o czym już wspomniałem – reminiscencje świata obiektywnego, tego, który towarzyszył naszemu życiu, czy chcemy tego, czy nie. Duszka zawierzyła najdalej idącej prostocie, „mówieniu wprost”, mówieniu „tak po prostu” – i to mnie ujęło.”
W czwartek 27 września br. odbędzie się promocja „Freienwill” w Centrum Informacji Kulturalnej w Sieradzu. Zapraszamy!

Łódzka poetka Jolanta Miśkiewicz o moim nowym tomiku:

Powiem ci, co myślę po przeczytaniu „Freienwill”. Ty nie piszesz poezji, Ty sobie od niechcenia śpiewasz życie takie, jakie jest.

 

 

 

RECENZJA POLSKO-NIEMIECKIEGO TOMU WIERSZY P.T. „UWALNIAM PTAKI – SNY” UKAZAŁA SIĘ W NAJNOWSZYM „TOPOSIE” (2011, nr 6 s. 166-167)

Czy istnieje poezja kobieca?

Uwalniam ptaki – sny to kolejna, dwujęzyczna publikacja Koła Germanistów przy Katedrze Literatury i Kultury Niemiec, Austrii i Szwajcarii Uniwersytetu Łódzkiego. Działalność Koła, rozpoczęta w 2003 r. z inicjatywy studentów ówczesnego trzeciego roku filologii germańskiej, obfituje w tłumaczenia twórczości prozatorskiej i poetyckiej zarówno autorów niemieckojęzycznych, jak i polskich. Doktor Małgorzata Półrola, sprawująca pieczę nad każdym z projektów i wspomagająca młodych tłumaczy swoim doświadczeniem i talentem, niniejszy tom rozpoczyna rzeczową i bogatą w fakty, dotyczące działalności Koła Germanistów, przedmową oraz omówieniem twórczości prezentowanych autorek. Wstęp dopełniają: interesujący wywód Reinharda Grossmanna, współautora wyboru, O konieczności i granicach przekładu liryki, wprowadzający w problematykę i rolę przekładu, a także, z konieczności krótkie, ale bardzo istotne i wnikliwe, wpisujące się ciekawymi wnioskami w toczoną od lat dyskusję, rozważania autorki wstępu zatytułowane Czy istnieje poezja kobieca jako odrębny gatunek liryki?.
Te wszystkie starania, jak również dobór wierszy i autorek, czynią z tej książki ważny i doniosły głos, dotyczący zarówno problematyki poetyckiej i translatorskiej, jak i myślenia o współczesności.
Autorki zamieszczonych w wyborze liryków, pochodzące z różnych generacji i różnych krajów: Gerlinde Grossmann jest Niemką, Maria Duszka i Magdalena Forusińska pochodzą z Polski, naznaczone odmiennym typem, mimo sporych różnic, doświadczenia mają wiele wspólnego ze sobą. Jest to przede wszystkim wyczulenie na dramatyzm i piękno egzystencji, a w metaforyce – funkcja, jaką w ich wypowiedziach pełni obraz przyrody. Gerlinde Grossmann, poprzez pozornie sielankowe opisy, ukazuje antynomie istnienia. Nieustanne napięcie mroku i światła, chłodu i ciepła, brzydoty i piękna, rozpadu i trwania, dialektykę sił z człowiekiem w samym ich środku: „wilgotny księżyc wypływa/ z oczu które zapomniały/ jak dotknąć jego blasku/ zważyć jego srebro”.
Maria Duszka szuka w przyrodzie utraconej harmonii, dostrzegając jednocześnie degradację spowodowaną cywilizacyjnymi poczynaniami: „w czas kwitnienia wiśni/ Japończycy/ nie pracują/ świętują// nawet w centrach wielkich miast/ siedzą przez kilka dni/ pod kwitnącymi drzewami// nie żal im upływającego czasu/ (…)// na moim osiedlu/ bez potrzeby/ wycięto piękny stary sad// sąsiedzi mówią/ że teraz wreszcie będzie tu porządek”. Świat natury jest jej bliski, bardziej niewinny, a kontemplując jego urodę, czuje dotknięcie Boga. Chroni się w nim przed cierpieniem doznawanym od ludzi. W poezji Magdaleny Forusińskiej przyroda ukazywana jest fragmentarycznie i dla ilustracji jakiejś refleksji lub stanu uczuć, jak w wierszach o „upadłych liściach” i „kwitnących w zachlapanym błotem świecie jabłoniach”: „gdy liście/ spadną/ z drzew/ to nie ma/ znaczenia/ czy ktoś/ je depcze/ czy nie”.
Wojenne dzieciństwo Gerlinde Grossmann zapewne miało swój wpływ na postrzeganie rzeczywistości, czego najbardziej bezpośrednim wyrazem są utwory nawiązujące do wojennej tematyki: niepokalany błękit i hiroszima, w których w oszczędny i wyważony sposób ukazuje pejzaże grozy. Zło nie jest w nich komentowane inaczej niż przez obraz: „uwolniony z walki błękit/ strzepuje ostatni krwawy ślad/ zanurza się w kałuży/ kąpie w bagnie/ (…)// opuszcza klosz/ na krzyk swych dzieci”. Maria Duszka przyjmuje postawę bardziej bezpośrednią i deklaratywną, stając po stronie krzywdzonych i opowiadając konkretne sytuacje i losy: „w roku 1980 mówili:/ »walczymy o godność człowieka pracy«// w roku 2004/ do bezrobotnych/ którzy przyszli/ na spotkanie w sprawie pracy/ wychodzi mały dyrektor/ niedużej firmy i mówi:/ »potrzebuję pięciu samców/ i pięć samic«”. W jej świecie również trwa walka między dobrem a złem, nie jest ona jednak nieuchronna i wpisana w byt, jak w poezji Gerlinde Grossmann, lecz zależna od moralnych wyborów jednostek i społeczeństw. Przekonanie, że obstając przy tym, co dobre, popieramy i tworzymy lepszą rzeczywistość, sprawia, iż pozbawiona złudzeń poezja Marii Duszki nie odbiera nadziei. Magdalena Forusińska dramat życia widzi w nieporozumieniach wynikających z błędnych ocen wzajemnych postaw, w niedostosowaniu. Próbuje zrozumieć samą siebie i wygrać walkę o szczęście: „czy odnajdę się jeszcze/ czy zobaczę swoją twarz/ czy uwierzę w prawdę/ i jak ona będzie/ to nie lustro/ jest przeklęte”.
Metaforyzuje własne przeżycia, gdyż wszystko może stać się symbolem walki i osamotnienia, alienacji i potrzeby niezależności albo bliskości. Pragnienie bycia kochaną i dawania miłości poetki zawarły w werszach adresowanych do mężczyzn lub samych siebie, a także w utworach opisujących relacje z dziećmi i rodzicami. Odważnie mówią o swoim cierpieniu, jak Gerlinde Grossmann o stracie dziecka, a Maria Duszka o nieudanej miłości, której nie zdołała uratować, bo przeszkodziła śmierć. Magdalena Forusińska bez egzaltacji i szczerze opisuje stany emocjonalne i uczuciowe po zerwanym związku.
Autorki lapidarnym, ale bogatym w porównania i przenośnie językiem formułują wypowiedzi o życiu, którego doznają i które je doświadcza. Ze szczegółu zaczerpniętego z rekwizytów codzienności czyniąc symbol na tyle nośny, że oddaje on w pełni zakres ich życiowych i egzystencjalnych doświadczeń. Ukazana w tej książce problematyka, opowiedziana przejmująco i z dbałością o przekaz, oraz, jak zaznacza w swojej wypowiedzi o poezji kobiecej Małgorzata Półrola, z pozycji świadomej swej roli w społeczeństwie kobiety, uświadamia nam, jak bliskie mogą być losy i doświadczenia, mimo granic i odmiennych postaw. Czytając tę poezję, doznajemy głębokiego powinowactwa z innym, bez względu na czas, miejsce i płeć.
Wiele ciepłych słów należy się wysiłkowi i staranności młodych tłumaczy oraz ich opiekunom. Efekt wspólnej pracy ukazał, jak duży jest potencjał i możliwości przymierzających się do przyszłych zadań początkujących germanistów. Jest więc nadzieja, że jeszcze nie raz spotkamy się z ich dokonaniami w trudnej sztuce przekładu.
Warto tu dodać, że autorki, Maria Duszka i Magdalena Forusińska (Gerlinde Grossmann, co z żalem trzeba zaznaczyć, już nie ma wśród nas), w trakcie „Polnischersommer 2010” prezentowały wiersze z omawianej antologii bardzo licznej i przychylnie nastawionej publiczności w Hamburgu, Kolonii i Schlezwiku. Zamieszczono również wybrane teksty w wyborze Meine Welt – Unsere Welt, opublikowanym w sierpniu bieżącego 2011 roku przez Stowarzyszenie Nordbuch.
Daniela Ewa Zajączkowska, Andrzej Hynas

Uwalniam ptaki – sny. Wiersze polskie i niemieckie / Ich befrei Vogel – Traume. Deutsche und Polnische Gedichte, oprac. Małgorzata Półrola i Reinhard Grossmann, Wyd. Hrsg., Łódź 2009.

Biogramy:

Andrzej Hynas, ur. 1949, prozaik i poeta, należy do grupy literackiej „Centauro” i Klubu Literackiego Nauczycieli w Łodzi, wydał tomy prozy poetyckiej: Prozy, pozy i trochę gadulstwa (2010), Zwierzenia (2011). Poza tym swoje utwory prezentował w antologiach i na falach rozgłośni radiowych.

Daniela Ewa Zajączkowska, ur. 1971. Autorka czterech zbiorów wierszy: Rzeczy znikome (1994), Czciciele słońca (1996), Wagabunda i księżyc (2007), Po leśmianowskich ogrodach (2011), arkuszy Bursztyny w piasku (2010), Na północ od Edenu (2011) oraz dwóch arkuszy wierszy dla dzieci Bajeczki dla Ineczki (2007), Czary wróżki Poezji (2008). Wiersze i recenzje publikowała m.in. na łamach „Toposu”, „Frazy”, „Tygla Kultury”, „Arterii”, „Gazety Kulturalnej”, „W Kręgu Literatury”, „Listów z Daleka” (Belgia) oraz na antenie Radia Łódź. Laureatka kilku konkursów literackich, m.in. nagrody głównej w konkursie „Nasz czas” (Toruń, 1994). Należy do Związku Literatów Polskich, Klubu Literackiego Nauczycieli w Łodzi (KLiN) oraz grupy literackiej „Centauro”.

 

WYWIAD, KTÓRY ZROBIŁ ZE MNĄ MIŁOSZ KAMIL MANASTERSKI NA STRONĘ www.literaci.eu

http://literaci.eu/index.php/lodz/3371-maria-duszka-mam-w-sobie-magnes-na-poetow-rozmowa-literacieu.html

 

postheadericon Maria Duszka: Mam w sobie magnes na poetów – rozmowa Literaci.eu

wtorek, 30 sierpnia 2011 12:38 | Wpisany przez Milosz Kamil Manasterski | PDF | Drukuj | Email
WiadomościŁódź

 

Rozmowa z Marią Duszką – poetką, bibliotekarką i animatorką kultury, szefową Koła Literackiego „Anima” w Sieradzu, członkiem Oddziału Krakowskiego Związku Literatów Polskich.

Literaci.eu: Niedawno odbyła się w Sieradzu druga już Noc Poetów, którą organizowałaś razem z Powiatową Biblioteką Publiczną. Sala była pełna, więc miłośników poezji w Sieradzu nie brakuje…

Maria Duszka: Pewna sieradzka polonistka powiedziała, że mam w sobie „magnes na poetów”. Pewnie miała rację. Ale – co się lubi, to się ma. Ja kocham poezję, uwielbiam ludzi twórczych, niebanalnych. I pewnie dlatego przyciągam takie postacie. Ponieważ od kilku lat wspólnie z Kołem literackim „Anima” organizuję w Sieradzu imprezy literacko-muzyczne, mamy już stałe grono bywalców. I wciąż przybywają nowi.

 

 

Niektórzy nie oczekują nawet „papierowych” zaproszeń; dają mi swoje numery telefonów, abym mogła ich poinformować sms-em o kolejnym spotkaniu. Noc Poetów to wspólny pomysł mój i Hani Krawczyk, dyrektorki Powiatowej Biblioteki Publicznej. Świetnie nam się współpracuje przy organizacji tej imprezy, bardzo dobrze się uzupełniamy.

Gościem specjalnym tegorocznej nocy była poetka Daniela Zajączkowska z Łodzi, autorka z dużym dorobkiem, wiceprezes Oddziału Łódzkiego ZLP. Obok niej autor przed debiutem: Michał Głaszczka…

Przy wyborze gwiazd kieruję się swoim gustem. Nikt ze współczesnych poetów nie pisze o Łodzi tak jak Daniela Zajączkowska – z rozpaczą, gniewem, miłością i liryzmem. Ale jej twórczość ma także wartość uniwersalną. „W słów papierowych łódkach pływają poeci” – ten cytat z jej wiersza był mottem naszej imprezy.

Michał Głaszczka występuje pod oksymoronicznym pseudonimem Ptak Piwniczny. Jest młodym poetą pochodzącym z Otwocka, a mieszkającym obecnie w Warszawie. Z jego twórczością zetknęłam się po raz pierwszy będąc jurorką w OKP „Czarno na białym” w Parzęczewie. Generalnie nie przepadam za wierszami rymowanymi, rzadko kiedy bowiem są one wypełnione interesującą treścią. Ale Ptak Piwniczny ma wyjątkowy dar – rymuje i jednocześnie mówi w sposób niebanalny o sprawach istotnych. Jego poezja to zjawisko zupełnie odrębne, niepowtarzalne i niepodrabialne.

Oboje nasi goście zostali niezwykle ciepło przyjęci przez sieradzką publiczność. Daniela dzieliła się z wielbicielami jej poezji swoimi tomikami. A Michał Głaszczka, który jeszcze nie ma własnej książki, był zmuszony rozdać publiczności swoje rękopisy. Które następnie były kserowane przez samego pana starostę.

Wśród bogatego programu muzycznego szczególną uwagę zwracał sieradzki bard Zbigniew Paprocki…

Od początku istnienia „Animy” marzyłam o tym, aby trafił do nas ktoś, kto potrafiłby śpiewać i grać na jakimś instrumencie. Nie spodziewałam się, że to moje pragnienie zrealizuje się w tak niezwykły sposób. Zbyszek Paprocki trafił do „Animy” jesienią 2008 r. Okazało się, że jest rówieśnikiem Jacka Kaczmarskiego, tylko 6 dni młodszym od słynnego barda. Przez wiele lat marnował jednak swój talent. Dzieciństwo spędził w Rybniku; przez cztery lata uczył się tam gry na gitarze u kapelmistrza orkiestry górniczej. Choć nigdy już nie rozstał się z tym instrumentem, wykonywał zawody raczej niesprzyjające twórczości: był m.in. górnikiem w kopalni węgla kamiennego, gastarbeiterem w Niemczech, jagodziarzem w Bieszczadach, właścicielem firmy remontowej itp.

Kiedy go poznałam, zaprezentował mi kilka własnych piosenek, w których opowiadał o swoim barwnym, burzliwym życiu. Na początek dałam mu trzy ballady Michała Głaszczki nagrodzone właśnie na wymienionym już konkursie w Parzęczewie i powiedziałam: „Spróbuj coś z tym zrobić”. Ku mojemu zaskoczeniu w ciągu kilku dni powstały piękne, melodyjne piosenki: „Chińskie tango na dobranoc”, „Ballada pustelników” i „Dziewczynka z zapalniczką”. Można ich obecnie posłuchać na You Tube i Wrzucie – jest to wersja jeszcze niedoskonała technicznie, bo nagrana na domowym komputerze. Jesienią 2009 r. Zbyszek wystąpił w półfinale Międzynarodowego Festiwalu Bardów – OPPA w Warszawie. Jego utwory były również prezentowane w Radiu Koszalin i Radiu Łódź.

Wystąpiliśmy wspólnie na wielu spotkaniach autorskich. Wszędzie ludzie pytają go gdzie był do tej pory i dlaczego dopiero teraz ujawnił swój talent. Skomponował już muzykę do wierszy kilku poetów z kręgu naszych znajomych. I do pięciu liryków… Władysława Broniewskiego. Mieszkająca w Grecji wnuczka tego niesłusznie zapomnianego poety, Ewa Zawistowska jest zachwycona tymi utworami, czeka na nagranie ich w studiu. Usilnie pracuję nad Zbyszkiem, aby zechciał nagrać płytę. Materiał na nią jest już gotowy. Choć nasz bard nigdzie nie uczył się kompozycji ani interpretacji utworów, robi to w sposób niezrównany. Jedna z jego fanek powiedziała mi ostatnio, że Zbyszek „nie ma świadomości swojej wielkości”. To chyba cecha ludzi naprawdę utalentowanych.

 

Czy można jakoś porównać tę drugą Noc Poetów i pierwszą – ubiegłoroczną?

W ubiegłym roku swoją twórczość prezentowały grupy poetyckie ze Zduńskiej Woli, Zgierza, Konstantynowa i Łodzi. Wystąpił też łódzki zespół H’ernest. Niezmienionym punktem pozostaje Turniej Jednego Wiersza o puchar Starosty Sieradzkiego. W tym roku usłyszałam od jednej z pań, że tak podniosłyśmy poprzeczkę prezentacji artystycznych, że nie wiadomo czy uda nam się w przyszłym roku utrzymać ten poziom. Mam jednak nadzieję, że tak.

W przyszłym roku Koło Literackie „Anima”, którego jesteś założycielką i szefową, będzie obchodzić 10 lat… Jakiego prezentu życzysz sobie na jubileusz?

„Anima” powstała dlatego, że początkujący sieradzcy poeci przynosili mi swoje utwory z prośbą o ocenę, pomoc w publikacji, ukierunkowanie. Ja znałam ich wszystkich, a oni nie znali siebie nawzajem. Organizując pierwsze spotkanie 27 marca 2002 r. w bibliotece mieszczącej się w mrocznej piwnicy szpitalnej, nie wiedziałam co z tego wyniknie. Nie byłam pewna czy koło powstanie i czy jego działalność potrwa miesiąc, czy pół roku… Niczego nie byłam pewna. Okazało się jednak, że takie miejsce spotkań jest potrzebne. W ciągu tych prawie 10 lat odkryłam w Sieradzu około 30 twórców w wieku od nastu do osiemdziesięciu lat. Zredagowałam dwie antologie i wiele indywidualnych tomików wierszy. Mamy w swoim dorobku mnóstwo spotkań autorskich, publikacji prasowych, przekładów na języki obce, audycji radiowych i telewizyjnych. Ostatnio na łódzkiej WSHE powstała praca magisterska o „Animie”.

Ale też tworząc koło literackie nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie wymagało tak wiele pracy. Że właściwie biorę na siebie drugi etat – bezpłatny. Wiele rzeczy udało mi się zrobić. Ale mam mnóstwo pomysłów, których nie mogę zrealizować z braku czasu: wydawanie nowych książek poetyckich, publikacje utworów w czasopismach, organizowanie spotkań z poetami z kraju i zagranicy, może nawet międzynarodowy plener artystyczny.

A ja przede wszystkim na co dzień jestem jednoosobową załogą filii szpitalnej MBP. W której rocznie rejestruję około 1200 czytelników. Lubię tę moją pracę w bibliotece. Ale wiem też, że mogłabym zrobić dużo więcej dla regionu sieradzkiego, gdybym miała etat i mogła się poświęcić tylko pracy animatora. Wiele moich marzeń się spełniło, może kiedyś spełni się i to.

W ubiegłym roku odbyłaś literacką podróż po Niemczech.

PolnischerSommer to była impreza zorganizowana przez północnoniemiecki land Schleswig – Holstein. W wielu miastach – od Hamburga po najdalej wysunięty na północ Flensburg prezentowano najciekawsze zjawiska we współczesnej kulturze polskiej. Były więc filmy Polańskiego i Kieślowskiego, koncerty muzyki Chopina, Pendereckiego i Lutosławskiego, spektakle teatrów awangardowych, wystawy malarstwa i fotografii. I projekt Literatursommer, do udziału w którym zostali zaproszeni m.in.: Tomasz Różycki, Tadeusz Dąbrowski, Magalena Tulli, Wojciech Kuczok, Magdalena Forusińska i ja.

Jechałam na PolnischerSommer z pewnymi obawami. Ale moje wiersze zostały przez Niemców przyjęte z dużym zainteresowaniem. Wspominam z sentymentem przyjazną, ciepłą, pełną życzliwości atmosferę, z jaką tam się spotkałam. Swoją twórczość prezentowałam na pięciu spotkaniach autorskich w: Heide, Flensburgu, Kilonii, Szlezwiku i Hamburgu. Nawiązałam kontakty z niemieckimi artystami i one już owocują. Choćby publikacją moich wierszy w austriackim „Reibeisen”, roczniku o międzynarodowym zasięgu, czy w antologii „Meine Welt – unsere Welt” wydanej właśnie przez Stowarzyszenie NorBuch. Z kolei w październiku w bibliotece szpitalnej, którą prowadzę, odbędzie się spotkanie autorskie Reinharda Grossmanna, którego prozę przełożyła na język polski dr Małgorzata Półrola.

Razem z tłumaczką moich wierszy Małgosią Półrolą byłyśmy zakwaterowane we Freienwill w pobliżu Flensburga, w domu jednego z członków stowarzyszenia NordBuch. On dysponował pieniędzmi na nasze wyżywienie, wycieczki, honoraria. Dom, w którym mieszkałyśmy ma kształt litery U. Dwie jego części to mieszkania, a trzecia jest… domem kultury. Który służy całej miejscowej społeczności. Jest tam świetnie wyposażona biblioteka, studio nagrań, sala teatralna, sala ćwiczeń chóru. Kiedyś wróciłyśmy po południu z wycieczki i zobaczyłyśmy przed domem kilkanaście samochodów. Myślałyśmy, że to jakaś impreza rodzinna. Okazało się jednak, że synowa naszego opiekuna prowadzi właśnie próbę chóru.

Byłyśmy też na wycieczce w Scheersbergu – pięknie położonym i świetnie wyposażonym ośrodku, do którego przyjeżdża utalentowana artystycznie młodzież z niemieckich szkół. Mogą tutaj przebywać na kilkudniowych turnusach i rozwijać swoje uzdolnienia i zainteresowania. Na to wszystko Niemcy mają pieniądze.

Jak porównujesz sytuację osób piszących – tak zawodowo jak i amatorsko – u nas i u naszych zachodnich sąsiadów?

Jak jest u nas – każdy wie. Coraz trudniej jest wydać tomik. Tylko kilku poetów ma szanse trafić ze swoją twórczością na półki dużych sieci księgarskich. Upadło ostatnio wiele czasopism literackich. W wielu periodykach publikuje się tylko utwory stałego kręgu literatów. A to nie jest dobre dla nikogo. Dlatego, że pisma, które nie są otwarte na nowe zjawiska, tracą z czasem zainteresowanie czytelników.

Ja od kilku lat mam dużo więcej publikacji w czasopismach i antologiach zagranicą niż w kraju. Dzięki przekładom moje wiersze ukazują się w Serbii, USA, Austrii i Niemczech. Już nawet specjalnie sama o to nie zabiegam.

Nie powiem nic odkrywczego: jeśli chcemy, aby nasz kraj rozwijał się cywilizacyjnie i gospodarczo, to musimy także zacząć doceniać rolę kultury i sztuki. Pieniądz czyni człowieka wolnym. Także artystę. A my, twórcy nie oczekujemy wiele. Tylko zaspokojenia elementarnych ludzkich potrzeb.

Mój ulubiony poeta Józef Czechowicz napisał w jednym z wierszy: „jestem anteną drgającą tego świata”. Artyści są zawsze awangardą, wyprzedzają resztę ludzkości, w ich głowach rodzą się wizje, pomysły i idee, które później są realizowane przez naukowców. I dają światu rzecz nieocenioną – piękno. Bez którego tylko „vanitas vanitatum…”. Artyści są naprawdę takimi antenami, które wsłuchują się w puls świata. Dlatego kraje, które chcą się rozwijać dbają o sztukę i jej twórców.

Rozmawiał Miłosz Kamil Manasterski.

 

RECENZJA TOMIKU P.T. „NIEOPISANIE”

Arkadiusz Frania

Z dolin zielonych. O poezji Marii Duszki

W 2001 r. nakładem łódzkiego wydawnictwa „Biblioteka” ukazała się książka poetycka Marii Duszki pt. „Nieopisanie”, stanowiąca – jak konstatowała autorka w liście do piszącego te słowa – „wybór z lat 1978-2001”. Dla bibliograficznej ścisłości przypomnijmy, iż wcześniej ta sieradzka poetka opublikowała trzy tomy wierszy: Poezję przypadków (Sieradz 1990), Zupełnie szczęśliwą marionetkę (Sieradz 1994) i Może się przyśnisz (Kraków 1999).
Prezentowaną pozycję, mieszczącą się w kategorii Selected Poems, można zatem potraktować jako podsumowanie bez mała ćwierćwiecza pracy twórczej, zbiór, zamykający pewien etap działalności artystycznej M. Duszki. Analiza 49 pomieszczonych w tomie tekstów pozwala na sformułowanie kilku syntetycznych uwag.
Na wstępie proponuję jednak przyjrzeć się wierszom o charakterze autotematycznym. Przynoszą bowiem definicje poezji, kierunkujące lekturę całości.
Autorka rozumie poezję jako swoisty obraz, odzwierciedlenie, świadectwo przyrody, stąd pojawienie się wątku ekologicznego. Wprost z filozofii franciszkańskiej wysnuty jest utwór *** (jeszcze warto pisać wiersze), stanowiący swoistą „pochwałę stworzenia”.
Czynnik sprawczy swojej poezji autorka upatruje w Bogu, samą siebie zaś traktuje jako bezwolne narzędzie, choć w tym samym tekście pojawia się koncepcja autoterapeutyczna, według której pisanie wierszy jest jedyną możliwością ukojenia wewnętrznego bólu egzystencjalnego, pozbycia się dolegliwości, którą można nazwać „wewnętrznym uwieraniem wiersza” ( *** (wygrywasz na mnie)).
Bycie poetą to nie tylko powołanie, ale również zobowiązanie – „urodziłeś się poeto / aby widzieć i mówić prawdę” (s. 50). To także stan zawieszenia między tym, co na zewnątrz (świat realny, „krążąca w otchłani / planeta”, ziemia), a czynem twórczym, symbolizowanym przez kartkę papieru (s. 42). Poezja jest skazaną na niepowodzenie próbą odnalezienia w pamięci portretu ukochanego: „piszę już tylko po to / aby wywołać twój obraz / w pamięci” (s. 24).
Ta wstępna, konstatacja pozwala wyodrębnić jednak główne motywy poezji M. Duszki: miłość (kochanek) – świat (opozycja: przyroda – miasto) – Bóg (modlitwa).
Poezja miłosna sieradzkiej autorki jest na wskroś antyfeministyczna, pozbawiona „zadziorów seksualnych”. Bohaterka tych erotyków to kobieta, której świadomość i istnienie określa mężczyzna. Miłość wypełnia niemal całą wewnętrzną egzystencję podmiotu lirycznego, więc rozstanie z ukochanym staje się męką, bólem, przyczyną niekończących się trosk, bezsenności: „tęsknota za tobą jest / nie gojącą się raną” (s. 30).
Za manifestację kobiety zależnej od mężczyzny, nie odbierającej świata wprost, lecz przez medium męskie, kobiety rezygnującej z własnego widzenia świata, a zdefiniowanej nieco przewrotnie jako „zupełnie szczęśliwa marionetka”, należy uznać wiersz *** (rzeźbisz mnie): „rzeźbisz mnie / spojrzeniem / słowem / dotykiem ręki // śmieję się gdy się uśmiechasz / i płaczę gdy odchodzisz” (s. 27).
Bohaterce do szczęścia wystarczy poczucie obecności partnera (s. 25): „nie ma nic lepszego / niż twoje ramiona” (s. 19), a potrzeba czułości, męskiego dotyku jest tak wielka, iż podmiot liryczny wyznaje: „czasem zazdroszczę / psu / którego głaszczesz” (s. 40).
Próby porzucenia kochanka, wyzwolenia się z jego więzów, znaczone niszczeniem zewnętrznych form kontaktu z nim (spotkania, telefony, drobiazgi – prezenty), nie przynosi ukojenia, gdyż paradoksalnie – „to miasto jest / coraz bardziej pełne ciebie” (s. 29).
Pierwszy pocałunek to nie milknące „jądro jasności”, wciąż obecne, tkwiące jak cudna zadra, miłosna skaza w umyśle kobiety, mimo iż „mijają lata / domy / mężczyźni / mojego życia” (s. 32). W innym wierszu poetka konstatuje: „pierwsza miłość / jak błyskawica / ukazuje otwarte niebo // potem długo / ciemność” (s. 14).
Czułość damsko-męska rozgrywa się również w świecie rzeczy, ubrań. Tę „tekstylną miłość”, w której nie dopatrywałbym się przykładu jej fetyszyzacji, opisuje wiersz, który ze względu na poetycką urodę przytoczę w całości: „powiesiłam w mojej szafie / twoją marynarkę // wszystkie moje ubrania / chcą być blisko niej” (s. 48).
Świat ludzki natomiast w wierszach autorki stoi na kruchych podstawach, jest pełen niepewności, znaków zapytania: „wciąż nic nie wiemy // jesteśmy jak stojące / na progu dzieci” (s. 55), a „w tym mieszkaniu / na ósmym piętrze / […] podłoga / nie daje oparcia stopom” (s. 34). Przeznaczeniem człowieka staje się oczekiwanie (symbolika okna), poddawanie się działaniu przestrzeni i czasu. Pełen goryczy jest także żart poetycki – oskarżenie „mądrego astronoma” – Kopernika, który, ujawniając, iż ziemia jest „obracającą się / w otchłani nieba / kulą”, zachwiał pewne zasady życia, fundamenty światopoglądowe ludzi (s. 35).
Świat obojętnieje wobec człowieka, człowiek – wobec siebie. Pesymistyczny jest stan kondycji ludzkiej, następuje podważenie wartości humanistycznych: „tak mi do was daleko / moi bliscy” (s. 51), „daleko […] do […] ludzi” (s. 16). Homo sapiens przybiera nową formę – homo mendax (człowiek kłamca), którego nawet milczenie staje się kłamstwem, dlatego twarz idioty wydaje się najwierniejszym odbiciem świata (s. 43).
Wiersz *** (piszę do was) przynosi obraz miasta, w którym „już nie ma życia” (s. 10), a ludzie zamieniają się w żywe trupy poruszane wiatrem. Utwór koresponduje dość wyraźnie z obrazem Edvarda Muncha Ulica Karla Johana wieczorem.
W liryce M. Duszki w konsekwencji pojawia się wątek antymiejski, antyurbanistyczny, antycywilizacyjny, zgodny z założeniami filozofii Jeana Jacquesa Rousseau. Poetka przewiduje, iż„człowiek z dolin zielonych”, którego los rzucił do mieszkania w bloku, w tęsknocie za utraconym zielonym rajem – zapragnie „uciec do ziemi / nagłym lotem / w dół” (s. 34). Tym bardziej że – jak wyznaje autorka w innym utworze – „coraz bardziej mnie zasypuje / to miasto / równa mnie z sobą // równa mnie z ziemią” (s. 22). Miasto jest więc obce, zimne, przeciwne człowiekowi, skoro przyniesie śmierć przybyszowi.
Jedynie przyroda – prawdziwe dzieło Boga – jest bliska, przyjazna. Autorka pisze wprost, że „drzewa / – to co pozostało nam / z raju” (s. 13), a „brzozy błogosławią mnie / gałęziami” (s. 12). Piękne są nawet „drzewa chore na utratę zieleni” (s. 13). Ich wartość poetka chwali w sposób bezpośredni: „jak pełne prawdy są / nagie drzewa” (s. 13). W słowach tych pobrzmiewa fraza rozpoczynająca i kończąca wiersz Leopolda Staffa Wysokie drzewa: „O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa”. Podmiot liryczny wyraża swoją tożsamość z przyrodą, dlatego najpiękniejszy wydaje się jej „szept / opadłych liści / i nagich drzew” (s. 39).
Proweniencję przyrodniczą posiadają fragmenty, określające stany psychiczne bohaterki: „jestem jak liść / ledwie trzymający się gałęzi / huragan pcha mnie w twoją stronę” (s. 29). Przeżyciom podmiotu lirycznego towarzyszy pejzaż: „w starym parku / listopadowy deszcz / pieści nagie gałęzie drzew” (s. 30).
Warto zwrócić uwagę na wątek religijny w poezji M. Duszki, prezentującej koncepcję dobrego Boga chrześcijan, o pewnych jednak rysach starotestamentowych. Pan ratuje, „posyła” po człowieka znajdującego się na dnie, ale także doświadcza go bólem. Między człowiekiem a Bogiem znajduje się nieodzowny element – modlitwa, której istotą jest „odpychanie ciemności” (s. 53), a więc nadzieja.
Przedstawione glosy o poezji M. Duszki nie roszczą sobie pretensji do stania się uwagami ostatecznymi, są raczej spisanymi na gorąco wrażeniami z lektury wierszy.
Godna podkreślenia jest zwięzłość, asceza omawianych wierszy, niejednokrotnie przybierających formę pełnych poetyckiego wdzięku miniatur, czy haiku. Poezja sieradzkiej autorki – co chwalebne szczególnie w przypadku podjęcia tematu miłosnego – brzmi niebanalnie. Tom „Nieopisanie” cechuje zatem dający się łatwo uchwycić własny oryginalny styl dojrzałego kobiecego pisania.

Pierwodruk recenzji: „Tygiel Kultury” 2002, nr 4-6

JÓZEF BARAN pisze o mnie w dzienniku pt.”Przystanek marzenie”:

 

„Czy są wyjątki od reguły? Pewnie tak. Także

wśród najmłodszych. Myślę na przykład

o krakowskich młodziutkich poetkach: Małgosi

Lebdzie, Beacie Kurek, Kamili Szutowskiej.

O 19-letnim niezwykle uzdolnionym Rafale

Szopie z Legnicy. Myślę o Tadku Dąbrowskim

z Gdańska, o Szymonie Babuchowskim

z Katowic. Czy o najstarszym z nich – bardzo

utalentowanym –  Tomaszu Różyckim.

Niedawno czytałem interesujące tomiki mało

znanych poetów: Marii Duszki z Sieradza,

Jadźki Maliny z Trzebuni, Krzysztofa Lesińskiego

z Sopotu, Jana Kirsza z Krakowa, Andrzeja

Mularczyka z Ostrzeszowa. Są oni niekiedy

ciekawsi od ufryzowanych podług obowiązującej

mody (która za chwilę wyjdzie z mody)

sławniejszych kolegów z wielkich miast, którzy

wydają rok po roku tomiki, bez względu na to,

czy mają coś do powiedzenia, czy nie.”